13 grudnia 1981
Nie jestem kombatantem. Miałem wtedy 7 lat, chodziłem do pierwszej klasy podstawówki. Kiedy obudziłem się rano, okazało się że w telewizji nie ma teleranka. W telewizji był smutny pan w ciemnych okularach i już wtedy wiedziałem, że ktoś kto zabiera teleranek dzieciom, to musi być niefajny ktoś. Hasło przeczytane później na murze nie znalazło pokrycia w rzeczywistości – „Znajdzie się pała na dupę generała”. Drugie hasło dopisane później brzmiało „W trumnie z Baltony wyglądasz jak żywy” i to już idealnie pasowało do tych smutnych panów. Wtedy też, a trzyma mnie to do dziś, nabrałem kompletnego braku szacunku do smutnych panów, którzy w telewizji mówili i mówią, o tym jak trzeba żyć. Czułem od dziecka, że tacy ludzie muszą mieć przynajmniej jakieś choroby towarzyszące, żeby udawać lepszych od innych. W domu ojciec z sąsiadem słuchali radia „Wolna Europa” i zdaje się dyskutowali o tym co dzieje się w Lubinie. Przez kolejne dni patrzyłem przez okno, ale żaden czołg nie przejechał. Czasem jechał tylko traktor z bańkami na mleko i tyle było stanu wojennego. Pamiętam też, że ojciec z sąsiadem wyliczyli wszystkich ormowców w najbliższych wsiach i zomowców. Mówili coś o bromie, ale nie chodziło im z pewnością o brombranie. Dziwiłem się potem, że wielu ormowców chodziło do kościoła, a dziś na stare lata są bardzo gorliwi i tak jak niegdyś z pałami, tak dziś muszą udawać porządnych ludzi. Być może myślą, że już nikt nie pamięta ich mundurków ormo. Po latach jeden z ormowców został pochowany z wielkimi zaszczytami, ten sam który znając mojego ojca nie wybronił go od mandatu na jakieś bocznej drodze gdy jechał po moje siostry ze szkoły. Generalnie wojna była w mieście. Na wsi nic się nie działo. Ludzie bali się czerwonych sąsiadów i mrugali okiem. Dzieci bawiły się na górkach i w zasadzie, gdyby nie Wolna Europa nic byśmy nie wiedzieli, choć i to było zagłuszane. Po wsiach krążyły jakieś komisje wojskowe, szukali bimbru, ale też niezgodnych. Pili jednak bimber z mieszkańcami i za wiele nie znaleźli. Jechałem też z rodzicami w czasie Stanu Wojennego do siostry do szkoły na czepkowanie, wielkie święto pielęgniarek. Zatrzymywali nas jacyś zomowcy i żołnierze, ale przepuścili. Pierwszy raz widziałem wtedy kałasznikowa. Zatem nie jestem kombatantem, szanuję ludzi którzy mieli dość ucisku i którzy wywalczyli mi czasy, w których mogłem spełniać marzenia, wyjeżdżać za granicę i nie prosić o paszport. Studiować bez strajków na ulicach i generalnie cieszyć się wolnością. Tego samego życzę mojemu synowi. Żeby nie musiał wychodzić na ulicę i żeby żaden smutny pan z telewizji nie zabrał mu wolności i nie kazał czekać na czołgi.
Skoro czołgi wtedy do mnie nie przyjechały, to patrzyłem przez okno na sikorki. Mróz i wtedy śnieg zganiały na słoninkę rzesze bogatek, modraszek, kowalików. W karmniku z dykty, który zrobił mi ojciec pojawiały się wtedy także dzwońce, trznadle i kwiczoły (ależ to były wtedy egzotyczne ptaki). Pojawiał się krogulec. Historia działa się w mieście, na wsi dzieci patrzyły z optymizmem na sikorki. 7 stycznia 1982 roku w naszej kronice klasowej namalowałem flamastrami karmnik i ptaki – te to dopiero były egzotyczne. http://dbajobociany.pl/?p=9145
Nie jestem kombatantem.
Domyśliłam się, ale ładnie napisany i po tylu latach jest do odczytania, na piątkę.
Hasło na murze rozśmieszyło mnie teraz. Każdy ma jakieś wspomnienia z tym dniem. Najgorzej było kiedy nagle wkraczano do domów i zabierano ojca dzieciom i wywożono do więzienia, nie wiadomo gdzie. Poważny pan z tv był znienawidzony do końca swoich dni przez niektóre osoby, które doświadczyły tych czasów dotkliwie.
Teraz chyba jest za dobrze, jeśli niektórzy potrafią wymówić na protestach słowo wojna. Naprawdę chcieliby zgotować taki czas sobie i bliskim? Wolność jest największym darem wywalczonym przez naszych bliskich, a my mamy za zadanie ją utrzymać jak najdłużej.
A Wolnej Europy słuchała moja babcia, pamiętam ten skrzypiący co wieczór i trzymany przy uchu odbiornik. Moja babcia bardzo interesowała się polityką i pochłaniała z tego trzeszczącego radyjka wszystkie wiadomości ze świata polityki.
Ciekawe dlaczego dzieci nie rysują nosa, zawsze o nim zapominają. Nigdy nie mówiłam flamastry tylko mazaki, a był to niebywały luksus je posiadać.Wszystkie dzieci miały piękne komplety przysyłane z ,, E-fu” czyli wtedy RFN-u i gdy mój tato przywiózł mi komplet chyba 40 mazaków ze Szwajcarii, zaniosłam do szkoły, by się nimi pochwalić i to był ostatni mój dzień, kiedy mogłam się nimi cieszyć, zmieniły bez mojej zgody właściciela. Pamiętam też, że chciałam mieć kolorowe zdjęcia, a nie takie czarno-białe i najładniejsze ślubne zdjęcie pięknej cioci i wujka pokolorowałam mazakami i dostałam burę.
Po latach dowiedziałam się, że piękna ciocia z pięknym wujkiem nie są już razem.
Wierszyk Krzysia super, Krzyś bardzo zdolny jest i dziś.
Odpowiem, zawsze chciałam być bocianem, a jeśli chodzi o drzewo to jarzębiną.
wierszyk nie był mój, wierszyk był poety, a przyniosła go do klasy Pani Lusia