W białej koszuli
Listopadowa mgła, światło bez określonego kierunku i poranek. Wilgoć zawieszona w gęstym powietrzu. Gdzieś z oddali krzyczące po nocy żurawie. Furkoczący dzięcioł zmienił miejscówkę. Z dalekich wierzb słychać krzyczącego bielika. Poza tym trochę opadłych liści, polna droga przegrodzona upadłymi konarami i rozlewisko. Całe zaklęte w magicznym poranku. Zaklęte w bieli. Na środku tafli Ona. Tylko w białej koszuli przemierzała płytką wodę w poszukiwaniu czegoś na śniadanie. Delikatnie uginała prawą nogę i dość energicznymi ruchami płoszyła to, co mogło siedzieć pod zwaloną gałęzią. Wchodziła na konar. Schylała głowę do tafli i robiła coś w rodzaju stopklatki. Zastygała. Wyglądała na trochę zawstydzoną. Po czym obchodziła zwalony kloc, uderzała w biel wody łączącej się z mgłą i wyciągała smaczny kąsek. Okrążała znów konar, energiczne ruchy nogą i tak kilka razy. Ubrana w biel wpasowała się w mglisty horyzont. Horyzont, który był tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Po śniadaniu odeszła od czarnych gałązek zatopionych w poranku i na środku moczarów wtopiła się w biel. Czapla biała, bez swoich godowych egret czy rajerów, znalazła swój sposób na wtopienie się w jesienny krajobraz.
Dziś był wyjątkowo ciepły ranek, zastygłe powietrze doskonale współgrało z ciszą rozrywaną ptasimi odgłosami i malarskim klimatem bagien.
Żuraw i czapla
Jan Brzechwa
Przykro było żurawiowi,
Że samotnie ryby łowi.
Patrzy – czapla na wysepce
Wdzięcznie z błota wodę chłepce.
Rzecze do niej zachwycony:
„Piękna czaplo, szukam żony,
Będę kochał ciebie, wierz mi,
Więc czym prędzej się pobierzmy”.
Czapla piórka swe poprawia:
„Nie chcę męża mieć żurawia!”
Poszedł żuraw obrażony.
„Trudno. Będę żył bez żony”.
A już czapla myśli sobie:
„Czy właściwie dobrze robię?
Skoro żuraw tak namawia,
Chyba wyjdę za żurawia!”
Pomyślała, poczłapała,
Do żurawia zapukała.
Żuraw łykał żurawinę,
Więc miał bardzo kwaśną minę.
„Przyszłam spełnić twe życzenie”.
„Teraz ja się nie ożenię,
Niepotrzebnie pani papla,
Żegnam panią, pani czapla!”
Poszła czapla obrażona.
Żuraw myśli: „Co za żona!
Chyba pójdę i przeproszę…”
Włożył czapkę, wdział kalosze,
I do czapli znowu puka.
„Czego pan tu u mnie szuka?”
„Chcę się żenić”. „Pan na męża?
Po co pan się nadweręża?
Szkoda było pańskiej drogi,
Drogi panie laskonogi!”
Poszedł żuraw obrażony,
„Trudno. Będę żył bez żony”.
A już czapla myśli: „Szkoda,
Wszak nie jestem taka młoda,
Żuraw prośby wciąż ponawia,
Chyba wyjdę za żurawia!”
W piękne piórka się przybrała,
Do żurawia poczłapała.
Tak już chodzą lata długie,
Jedno chce – to nie chce drugie,
Chodzą wciąż tą samą drogą,
Ale pobrać się nie mogą.
Mój ulubiony wiersz. W przedstawieniu szkolnym byłam… czaplą
Bardzo ciekawe ujęcie, można poczuć się jak w niebie;-),,Ona” wygląda bardzo dostojnie , pociągająco wręcz, więc nie dziwi nic, ……że ,, On” był zachwycony i szukał wciąż żony, …..szkoda, że jest taka głupia , wszak ,, Ona” nie jest już taka młoda….
chodzą wciąż tą samą drogą….i nic;-)
Wygląda zjawiskowo.