przy okazji
Wszyscy wokół coś zbierają. Grzyby, pasternaki, marchewki, dynie. Ja też. Aparatem w telefonie pstrykałem rydze, prawdziwki i inne jesienne zbiory. Pomyślałem sobie, że warto się tym wszystkim podzielić. Podarować, podać, przekazać. A jeśli już ktoś jest daleko, to warto dać kolory. Takie prawdziwe i charakterystyczne dla złotej jesieni. Karotenowa ta jesień. Marchew i dynie potimarron/hokkaido, a nawet rydze balansują między żółciami i czerwieniami, dając oddech dla odcieni pomarańczy. Z brązem i kością słoniową prawdziwków nie da się panować nad wydzielaniem śliny. Tyle smaków wokoło. Ciągle jeszcze naszych i zdrowych. W zasadzie wszystko co na tych małych fotkach wyrosło bez chemii. No może grzyby mają trochę Czarnobyla. Nie wiem. Tu rodzi się pytanie – co można zrobić, aby takie zdrowe rzeczy były dostępne dla wszystkich? Z pewnością nie załatwią tego tanie, przemysłowe produkty z rożnych stron świata. Tak mnie naszło refleksyjnie nad tym co do garnka trzeba włożyć. Mam wrażenie, że nawet muchomor mógłby być zdrowszy od tablicy Mendelejewa zawartej w “chińskich zupkach” i innych światowej klasy pokarmach. Piszę też o tym, bo wszędzie tam gdzie wycofują się bociany, wkracza rolnictwo przemysłowe i być może jest taniej, ale czy bezpieczniej? I tym “optymistycznym/sarkastycznym” zakończeniem zakończę, zagryzając szczególnie udaną w tym roku marchewką.
Ja żeby mieć szczególnie udaną marchewkę to muszę głęboko przekopać zagonek, bo ziemia jest u mnie gliniasta to marchewka wychodzi koślawa…ale smaku nie można jej odmówić.
Kocham jesień i lubię otaczać się jej kolorami. Kocham zwierzaki i odkąd mieszkam na wsi to większość dnia jestem w ogrodzie i na polach(spacery z psami). Obserwuje ptaki i te w pobliżu domu i te przelatujące na niebie. Jem proste dania z własnego ogrodu i małego na razie sadu. Czytam książki i wystawiam od wczesnej wiosny twarz do słońca. W nocy widzę wreszcie Drogę Mleczną. Jestem szczęśliwa.
Obrazek idealny jak dla mnie. Życzę, aby trwał.
A co do zbiorów – rzeczywiście to rok marchwi – u nas też obrodziła i zajadam się surową, pieczoną czy gotowaną. W ogóle fajnie mieć własny warzywniak Ja dzielę się także orzechami włoskimi, które wciąż spadają. Cieszą się znajomi, cieszą się ptaki, cieszy się pies Kuba, cieszymy się my, choć miejsca już brak, cieszy się w końcu dziadek do orzechów