Salamandra – Maria Pawlikowska-Jasnorzewska
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska jak nikt wikłała przyrodę w miłość, niedopowiedzenia i poetyczny symbolizm. Musiała napatrzeć się na salamandry, musiała nasłuchać się głupot jakoby zwierzęta te rodziły się w ogniu i tam żyły. Choć założę się, że znała ich prawdziwy cykl życiowy. Połączyła dawne wierzenia z epistolografią, może z jej własną korespondencją pięknie w wierszu:
W piecu, wśród błysków ognistych
Salamandra, czuła i kobieca
płacze odczytując listy
czyjeś listy wrzucone do pieca.
Płomień chwycił kopertę białą!
i jakieś nazwisko się pali!
Salamandra owija się w płomienny szalik,
bo z komina nagle wichrem powiało —
Do kogo i od kogo były te listy?
Pisałem już o tym kiedyś http://dbajobociany.pl/?p=3756 więcej. Nie potrafię patrzeć na salamandry i nie myśleć o wierszach Jasnorzewskiej. Jest tomik jej wierszy o tym tytule, jest drugi wiersz Salamandry i jest jej życie, ostatecznie tragiczne, ale pełne sezonowych uniesień, zachwytów, miłości, listów i znikania w przyrodniczym świecie poezji. Polecam, bo sam często sięgam do grubego tomu z jej wszystkimi wierszami. Potem to już tylko odkrywanie, że Ewa Demarczyk śpiewała jej wiersze (Pocałunki) do muzyki Zygmunta Koniecznego, że przyrody w nich jest tyle co zasuszonych liści w parku.
Żywiołem salamandry jest woda i skała. Rodzi się w wodzie i spędza w niej wiele czasu. Ognia by nie zniosła. Jej wilgotna i czuła skóra jest przeciwieństwem suchego i gorącego płomienia.
Zrobiła na mnie wrażenie jedna z salamander, która przedzierała się przez owocniki Xylarii, wyglądała jakby była jednym z nich, ale z żółtymi kropkami. Niesamowite.
To z tych “głupot” się rodzą najpiękniejsze metafory:)
Salamandra -Xylaria naprawdę niesamowita.