Jednorożec
Każdy raz w roku powinien zobaczyć swojego jednorożca. Może nie najbielszy, może grzywa nie ta, ale jeden (słownie: sztuk jeden) róg na głowie. I tu mi się bajka posypała, bo u saren rogów brak. To nie żubr czy krowa. Samce saren mają poroże, nazywane parostkami. W końcu października i w listopadzie przychodzi czas na doroczne gubienie parostków. Temu chyba przyjdzie dokończyć porządki na głowie w grudniu. Za chwilę sarny zaczną łączyć się w stada i zacznie się zimowe koczowanie. Choć o zimie mogę tylko marzyć. Dzisiejszy pierwszy śnieg jest już w dolinie historią, więc pożywienia sarny mają pod dostatkiem i nie muszą jeszcze zbijać się w duże rudle.
Dzisiaj, około 16.00 za płotem pod jabłonkę przybiegły cztery sarny. Mróz, to pewnie szukają pożywienia, a tam leżą jeszcze jabłka. Gdybym otwarła bramę, to pewnie weszłyby na podwórko. Potem widziałam jak przeszły na sąsiednią posesję. Widać, że głodne i szukają sobie coś do zjedzenia. Nigdy z tak z bliska i aż czterech nie widziałam. Gdy zauważyły mnie w oknie, dwie stanęły i się tak w siebie wpatrywałyśmy. Droga jest blisko, byleby nie wbiegły na jezdnię i nie doszło do wypadku. Dziwne, że w tym roku tak blisko podchodzą do domostw. Ciekawe co z małym jeżem, gdzie się schował. W południe dzięcioł wspinał się po orzechu, a zgraja wróbli co chwilę wyłaniała się z krzaku jaśminowca i wygrzewała w promieniach słonecznych. Gdy zbliżała się 14.30 wróble, sikorki i sierpówka stawiły się jak na zamówienie przy karmniku. Jest co obserwować nie wychodząc z domowych pieleszy.:-)
Trzeba wychodzić na dwór, to kluczowe w tych dziwnych czasach. A sarny na jabłka zawsze chętnie przychodzą – deserek cukrowy.