Jeszcze noc nie nadeszła!
Czarne już bory zasypiać zaczęły w ramionach pierwszych nocnych podmuchów. Czarne pnie sosen zlewają się w jedną czarną maź. Czarny obraz audiosfery stękających drzew i łamanych przez zwierzęta gałązek. Gdzieś na szczycie moreny wlewa się ostatnie światło dnia i oświetla scenę leśnego teatru. Tu mała, trywialna miniatura. Nie o miłości tak bardzo wszędzie wiosną promowanej. Nie o wodzie, bo tej w suchym borze brakuje i kwiatów nie widać. Ostatni człowiek już dawno w murach własnego domu. Wszystko, niczym ciemna materia tworzy anturaż dla łani. Aktorka smukła wyciąga szyję do delikatnych szpilek młodej sosny i zgryza z niej stożki wzrostu. Te małe, nabrzmiałe znamiona nadchodzącego ciepła. Potem stoi i długo patrzy w szarą dal. Krótka chwila, wszystko jak zza jakiejś magicznej szyby złapane w pułapkę nocy. Zamurował mnie widok samotnej łani. Choć słyszałem obok niej zdaje się nieśpieszne dwa cielaki. Czy był ktoś jeszcze? Czy może oderwana od stada została by cieszyć się ostatnim światłem. Nie wiem. Jedno zwierzę zawsze oznacza samotność. Każda chwila w szarej godzinie naznaczona jest jakimś dramatycznym momentem życia. Niby nic się nie dzieje, a gdzieś tam, daleko, może w naszych głowach chowają się setki scenariuszy, obrazów, dźwięków i myśli. Jeszcze nie noc, ale już nie dzień. Taka kwarantanna przed zmianą.
“Gdzieś tam daleko, może w naszych głowach…” tyle się dzieje…
Ja pozostawiam sobie nadzieję na prztrwanie świata dzikiej przyrody, żeby było dokąd wracać, wyciszyć to co w głowie.
Piękny teatr i aktorka i czarno- biała scena.
ale zdjęcie w pełnym kolorze…