W ciemnych świerkach
Słońce ciągle nisko nad horyzontem, oświetla tylko bezleśne wzgórza, stoki i pola. Wewnątrz ciemnych świerkowych lasów jest tylko barkowe, przydymione światło i przebłyski złota, gdzieś tam w oddali. To wszystko powoduje, że chodząc po lesie czujesz, że przebywasz w dwóch różnych światach. Jeden, ciepły, słoneczny styczniowy, drugi ciemny, zimny…też styczniowy. W świerkach koczują niepoliczalne mysikróliki, a pierwsze sosnówki zaczynają już wiosennie śpiewać. Jak na połowę stycznia, to trochę dwubiegunowe zdarzenia trudno uznać za realne, a jednak. Jesteś tu i jesteś tam. Czujesz zimno i ciepło, widzisz jasność i ciemność jednocześnie. W tym wszystkim, trochę na granicy światów patrzy na ciebie łania z towarzystwem, ale też nie wie czy ja to człowiek, czy ja to świerk. Z mojej strony było kompletnie ciemno, a wiatr wiał od nich. Coś jednak czuły. Strzygły uszami. Niepokój z mojej strony, nie był tak duży jak z ich prawej strony. Ciągle tam spoglądały, mierzyły oczami i uszami i czuły, że tam w tym najciemniejszym świecie coś jest. Postaliśmy tak dobre dziesięć minut, po czym towarzystwo wybrało kierunek przeciwny do tajemnicy w czarnym lesie, ale też przeciwny do mnie i w jednej chwili leśna przecinka znów stała się jedną z wielu pustych szczelin między świerkami. Wybrały swój zacieniony świat, tam są bezpieczne.
Brakuje tylko mgły.