Gdy dziewanny mokną
Kutnerowate ciało, miękkie, pełne białych długich włosków. Zapadająca noc i deszcz. Pustka wokół. Kamienie wymieszane z gliną, żwir i ona. Samotna, spoglądająca na żółknące tarniny, czerwieniejące grusze i pomarańczowe czeremchy amerykańskie. Uderzyła mnie ilość żółtych oczu. Patrzyłem na nie, patrzyły na mnie pustym beznamiętnym wzrokiem. Czekały na słońce w deszczu. Czekały na dzień u progu nocy. Było w nich coś kaktusowego, pustynnego. Wróciłem myślami do Arizony, do pustyni Sonora, gdzie uganiałem się za kolibrami, które przysiadały strzelistych, kolczastych krzewach. Na dziewannach nikt nie usiadł. W końcu znalazłem sposób na żółte oczy kwiatów i poczekałem, aż namalują się na czarno granatowym niebie. Deszcz, wiatr i ona – zmoknięta Dziewanna w pierwszym jesiennym deszczu. Nic, a jednak cieszy.
W tej błękitnej przestrzeni krople deszczu wyglądają jak spadające gwiazdy.;-)
We tej błękitnej przestrzeni, z błyszczącymi światełkami w tle wygląda tajemniczo i nieziemsko:)