I wtedy wchodzę ja – cała na żółto…
Chodzą stadami, pojawiają się nagle i nagle znikają. Oczywiście pliszki, generalnie żółte, czasem siwe, a czasem żółte, które teraz jesienią wcale nie muszą być żółte. Koczowanie bez pośpiechu. Nagle usiadły przede mną na wysychającym błocie. Żerowały tak szybko, że nie byłem pewien czy są tak głodne, tak wyczerpane czy robią to zawsze i w sposób naturalny. Po wylądowaniu i szybkim jedzeniu, wszystkie zatrzymały się pod trzcinami i zaczęły rozglądać się po otoczeniu. Jedzenie postawiły przed bezpieczeństwem? Raczej nie. Przygotowywały się do kąpieli. Jedna po drugiej podchodziły do wody, dokonywały ablucji i wracały pod trzciny. Gdy na niebie pojawił się krogulec, wszystkie cyknęły i poleciały w świat. Po kąpieli wyglądały jak lokalne starościny, które odwaliły się w najlepsze żółte sukienki na dożynki. Lato powoli zamienia się w jesienne babie lato. Pliszki na błota, dzieci do szkoły, jelenie na rykowisko, lud na dożynki – znaczy się przełom sierpnia i września.
Naprawdę? A nauczycielki w garsonki z poliesteru i fryzury ala kask motocyklisty ?
A dożynki są fajne.:-)