Szkocka rasa wyżynna w służbie ochrony przyrody
Wydawać by się mogło, że te kudłate stwory wymyślono dla ludzi, aby cieszyły ich oczy, bo do czego może się przydać tak piękne zwierzę. Wystarczy, że są na łące i świat od razu wydaje się weselszy. Oczywiście tam gdzie ta rasa została stworzona, takie niewielkie krowy z gęstym futrem i niewybrednym apatytem sprawdzały się najlepiej. W północnej Szkocji sporo wieje, nie bardzo jest gdzie się schronić. ”Highland cattle”, bo tak się właściwie nazywają te krowy z powodzeniem wykorzystywane są w ochronie przyrody. Potrzebują jedynie rozległych pastwisk z dostępem do wody. Resztę załatwiają same. Nagle pojawiają się na łące cielęta. Krowy wtedy bardzo dbają o malucha i próba głaskania może się różnie skończyć, jeśli zwierzęta żyją półdziko. Spojrzeć bykowi w oczy można, ale ufność do obcych jest mocno rozciągnięta. Zdarza się, że uciekają właścicielom, a ich powrót do własnej zagrody nie rzadko trwa dwa, trzy lata. Są autonomiczne. Zgryzają takie miejsca, gdzie typowe krowy mleczne raczej by głodowały. Dzięki wypasaniu łąk tymi krowami, otrzymujemy w zamian dobrze wykształcone pastwiska z całym szeregiem mikrosiedlisk, które wykorzystują z powodzeniem różne zwierzęta. Stado z fotografii wypasa kserotermy z susłami moręgowanymi w miejscowości Jemielno na Dolnym Śląsku. Oczywiście na tych pastwiskach i bociany znajdą sporo pokarmu. Trudno się jednak oprzeć pierwszemu wrażeniu, że to jednak było ozdobne, bo tak cudacznych fryzur u innych krów chyba się nie znajdzie.
I są hodowane na steki. Nie boi się kradzieży krów, bo przecież coraz częściej zdarzają się kradzieże krów z pastwisk. Fryzurę mają trochę jak briard.
To prawda, ale mają duży rozstaw rogów, aż dziw, że nie zahaczą o framugę drzwi od obory. Za to nasze łaciate czarno-białe są kochane.
one nie muszą mieszkać w oborze, są bardzo odporne i mieszkają sobie w krzakach