Z tęsknoty do Kamilli
Są takie gatunki, które latami chciałoby się zobaczyć i to nie tam, gdzie jest ich dużo, tylko gdzieś bliżej. Zwłaszcza tam, gdzie bywa się dość regularnie a on jakoś umyka naszym oczom. Dziś rano było jednak inaczej. Po bardzo spokojnym marszu leśną ścieżką, pełnym zadumy i myślenia nad światem nagle na pokrzywie pojawił się pokłonnik kamilla. Uciekł jednak szybko w gęste krzewy. Pomyślałem sobie: duch. Wiedziałem jednak, że mi się nie przewidziało. W pobliżu sporo wiciokrzewów, wskazywało, że to jednak jego rewir. Przecież gąsienice muszą coś jeść, a listki wiciokrzewu z pewnością będą dobrze smakowały. Nie miałem już czasu, by dłużej zostać w tym miejscu, kiedy na czystej glebie pojawił się pokłonnik. Pozwolił na zrobienie sobie kilku zdjęć i zniknął w koronach drzew. I znów tęsknię za Kamillą.
Akurat
Ale on wcale nie jest aż taki urodziwy.
każda potwora ma swojego amatora