Podkolanowe wieczory
Słońce wisiało już nad lasem. Rzekotki stroiły swoje bębny, kumaki kończyły pierwszy akt koncertu tubowego, a żołny polowały usilnie przed nocą. W trzcinach przekomarzały się trzciniaki, trzcinniczki, rokitniczki i potrzosy. Gęstniało powietrze od krążących pod niebem komarów, a testosteronowe kozły wychodziły rozjuszone z lasu. Nielęgowe żurawie układały się na łące do sennej nocy i wolno znikały w parującej, tiulowej mgle. Przechodziłem skrajem brzozowego, ciepłego zagajnika i nagle w rozwidlonej sośnie zaświeciły piękne świece podkolanów białych. Zatrzymały mnie na dłużej. Gdzieś tam za nimi słońce zostawało za lasem, a przed nimi odbijało się jeszcze zielonawe światło, które przefiltrowały liście brzóz i pobliskich osik. Zrobiłem fotografię, podszedłem do kwitnących storczyków i z przyjemnością poczułem waniliową słodycz wieczoru. Wilgotne po deszczach powietrze przenosiło tę woń do nosa, a potem przez nerwy do wnętrza głowy. Niewiele naszych roślin ma tak piękny i subtelny zapach. Warto się z nim zmierzyć i zrozumieć własną wrażliwość na olfaktoryczne olśnienia.
Subtekny opis i fotografia, ale nie wiem, czy da się zrozumieć wrażliwość… To chyba bardziej odczucie, emocje.