Zaręczyny przed wieczorem w obecności krewnych
Czerwone słońce wskoczyło za wzgórza pozostawiając na niebie brzoskwiniowe szyfony. Mroźny wiatr przeszywał kolejne drzewa i mieszał się z zaśpiewem na skraju pola. Łabędzie krzykliwe zaczęły wieczorne śpiewy. Przerywane wiatrem rozchodziły jakoś tak melodyjnie, ale z przerwami. Krzykliwce śpiewały, a w mojej głowie zaczęła śpiewać czeska pieśniarka Radůza – „Dnes v noci nad světy, troubějí trumpety tradá, tradá, tradá…”. Pomieszany łabędzi śpiew i śpiew łabędzicy od hranolków, jakoś mnie wpędził w taki miękki, tiulowy nastrój. Ani wiatr nie był czysty, ani łabędzie przez wiatr nie trąbiły zgodnie z nutami, ani ja nie pamiętałem dokładnie wieczornej pieśni Radůzy. Niebo malowało się na czerwono, a koncert trąbiących na swych szyjnych trąbach wielkich białych ptaków nie chciał się kończyć. W dolinie rozlegało się głośne “tradá, tradá, tradá…”. Niektóre z nich zaczęły już tokować. Tańczyły w takt Radůzowej pieśni – wychodź za mąż, wychodź za mąż! Niebo ciemniało. Śródpolne zaręczyny trwać będą jeszcze wiele miesięcy. Kolejne pary trąbić będą nad swoim szczęściem i czekać będą do wiosny kiedy to ziści się moc zaręczyn. “Tradá, tradá, tradá…”. Kiedy w końcu ktoś z tej imprezy zgasił światło, wszystkie białe duchy zerwały się w jednej chwili i odleciały z zaręczynowej sceny do swojego stawowego noclegowiska. Mróz, cisza i ciemna noc pozostały same ze sobą na omiatanym zimnym wiatrem polu. Zabrałem swoje skostniałe palce. Cieszyłem się, że mogłem uczestniczyć w wieczornym misterium naznaczonym trąbkami i z uśmiechem wróciłem do ciepłego.
A tu Radůza i jej „Dnes v noci nad svety„
https://www.youtube.com/watch?v=BEHfv7L2WDk&list=RDeFc9PNnYuUQ&index=5
Ale fajne.