Napełniło się niebo ptakami
Ranek z przetrąconym kolanem zapowiadał się na bardzo szybki. Z nieba sypał drobny śnieg, czasem przeganiany podmuchami ciężkiego, wilgotnego wiatru. Po drodze mijałem wędrujące po nowej bieli żurawie, kruki wyrywające się do szarości nieba i zimujące siniaki, które z przesychającego jesionu przyglądały się bacznie okolicy. Ciemność, którą przyniósł najbielszy śnieg zadziwiała swoją gęstością. Gdzieś tam, za chmurami nisko płynące słońce oświetlało trasy podróżujących samolotami. Słychać było tylko szum odrzutowców, które skąpane promieniach słonecznych miały pod sobą gęstą masę wody w różnych stanach skupienia. Czułem, że dotykam chmur. Czułem jak przeszywający chłód idzie od korzeni tataraku z pobliskich stawów. Pierwszy śnieg powodował jednak uśmiech i jakieś ciepło w myślach, że może jednak klimat wróci znów na swoje tory z prawdziwymi porami roku. Byłby to sukces dla ratowania tego wszystkiego, co dzieje się dziś w antropocenie. Idąc pod tą najniższą kopułą z chmur nie widać jakoś przyszłości, wszystko to tylko krótki dystans, wszystko w zasięgu wzroku. Dwieście metrów wydaje się być niekończącym się horyzontem. Nawet las majaczący w dali wygląda jak nierealny zapis przeszłości. Dumnie stoi jakieś drzewo, które drapie śnieżną mgłę ostatnimi gałązkami. Wszystko w ciszy. Każdy krok pozostawia za sobą obnażone ze śniegu ślady na mokrej ziemi. To jeszcze nie zima. Nie czas „nieczas”, to znów przymiarka. Po drodze jeszcze tylko mały rów z żaluzją z trzcin. Tam, za falującą kurtyną źdźbeł coś się dzieje, słychać głosy, słychać szum startujących tysięcy statków powietrznych. Oglądnąłem się tylko na chwilę, by zobaczyć schodzącego z kłębowiska śnieżnych fal bielika. Nagle całe pole poderwało się. Zabrało ze sobą całe błoto topniejącego ścierniska. Krzyki, gęganie, nawoływania. Świat uniósł się nade mną. Gęganie. Równo startujące gęsi rozpraszały się na coraz mniejsze stada, stadka, pojedyncze osobniki. Wielki bielik zniknął w bieli, zniknął w tłumie. Nie mam pojęcia, co się wydarzyło. Wszystkie gęsi pojawiły się szybko w niebie. Pole opustoszało. Gęsi zaczęły zbierać się na innym polu. Całe wydarzenie powtórzy się dziś jeszcze kilka razy. Kiedy szarość zacznie zmieniać się czerń, wszystkie gęsi z pól wrócą do noclegowiska na stawach. Napiją się wody i pogrążą się w nocnym czuwaniu. Czas listopadowych gęsi, wędrujących przez coraz krótsze dni kończącego się roku.
Piękny opis, ciekawa fotografia, niemal abstrakcyjna. Prawdziwej zimy sobie życzymy:)