Świat koczujących ptaków
Listopadowe lasy podobne są trochę do dawnych czynów społecznych. Idziesz kilometrami i nic. Nagle całe stado sikor, raniuszków, kowalików i mysikrólików robi sporo szumu, oglądają każdą gałązkę i znów cisza. Znów kilka kilometrów i gdzieś w czubkach olch szaleją czyże. Łomot na szyszeczkach. Cisza. Gdzieś na skraju lasu znów coś się dzieje. Na niezaoranym ugorze, w dojrzałych bylicach stado szczygłów najada się do syta. Cisza. Kolejne kilkaset metrów i mały krzew tarnin przy polnej drodze. Tu zebrało się stado potrzeszczy. Każdy śpiewa, każdy trzeszczy. I znów nic. Bezkresne pola ozimin i stadko czajek przeciąga się w ciszy po wyżerce nad kałużą. Można by rzec wyspiarsko koczują ptaki. Jeszcze na stawach, ale nie na wszystkich setki czapli białych i siwych, stada nurogęsi, krzyżówki. Skoro nie trzeba trzymać rewirów lęgowych, to lepiej trzymać się stada. Tu jest bezpiecznie. Dziesiątki par oczu widzą więcej i dają większe szanse na przetrwanie jesienno-zimowego czasu. W dodatku nie trzeba się gdzieś śpieszyć. Trzeba się tylko dobrze najeść przed długą nocą. Jutro od rana znów żerowanie i tak do momentu, kiedy dzień zacznie robić się dłuższy. Potem hormony wprowadzą więcej nerwowości, zaczną się śpiewy i szybkie migracje gdzieś na północ. Teraz możemy cieszyć się stadami ptaków. Często dość egzotycznymi. Dobrego oglądania podczas niedzielnych wypraw i spacerów. Czasem z takiego stada wychyli głowę zdziwiona bogatka. Być może nie widziała jeszcze człowieka z tak bliska. Kto wie gdzie się gnieździła tego roku. Może w przepastnych lasach północnej Europy?
Mnie widziała, siedząc na parapecie zaglądała do pokoju. Od sierpnia bogatki siedzą na mojej śliwce węgierce. Coś wcześnie się zjawiły. Mam je często w zasięgu wzroku. Zrobiło się chłodno i około 6.00, a potem około 15.00 zlatują się by buszować wśród gałęzi. Czyżby już domagały się dokarmiania? Nigdy nie zauważyłam modraszki.