Ciało Betuli
W zachodzącym słońcu umyła swoje złote włosy i suszyła ja na wiejącym ostatnio silnym wietrze. Stała jednak twardo na swych mocnych nogach i nie poddawała się złym porywom. Są drzewa i ludzie, którzy muszą co jakiś czas odpowiedzieć na presję środowiska. Muszą stawić czoła temu wiatrowi, który czasem jednak wieje i próbuje siać spustoszenie w koronach drzew i w głowach. Widać, że smukłe ciało brzozy Betula verrucosa nie poddaje się byle wiatrowi. Staje się bardziej odporna, bardziej sprężysta i bardziej piękna. Nie mogłem się napatrzeć jak ta zwiewna, przydrożna brzoza faluje na wietrze, jak zmaga się z nim z jednej strony a z drugiej pręży swój pień do słońca. Ciepło walczyło z siłą wiatru. Niewiele drzew tak bardzo mnie zachwyciło jak ten okaz. Sam w szczerym polu, ale piękny i trzymający fason. Trochę taka bandera borealis, a może bliższa mi bandera australis z Ziemi Ognistej. Tego można by życzyć wszystkim ludziom w kłopotach, aby dzielnie stali w swojej biedzie i czekali aż przestanie wiać. Wiatr nigdy nie wieje non stop. Mija. Po każdej wichurze drzewa, jeśli nie dadzą się złamać, stają się odporniejsze na świat zewnętrzny. Nie potrafię patrzeć na tę brzozę i nie widzieć w niej człowieka. I fizycznie dużo w niej jakiegoś takiego żeńskiego pierwiastka, filigranu i tego niezwykłego wiatru we włosach. Alegoria przeciwstawiania się, bycia i trwania mimo wszystko. Z drzewa podczas wichury dobiegały ciche bosmańskie gwizdki, które chciały chyba zaczarować tę piękną chwilę. Wiatr grał swoją melodię na witkach brzozowych i rozwiewał pustkę okolicy. Gdzieś, nagle jakby zza światów pojawił się czarny pies, wierny towarzysz brzozy w szczerym polu. Wycofałem się rakiem z tych misteriów na wietrze i wróciłem zbudowany siłą tego drzewa do swojego, pokręconego lasu.
Betula. Jakie ładne imię. I do tego: wiatr rozwiewa pustkę okolicy… Piękna fotografia
i opis.