O całowaniu żab – w lepiężnikowym zaroślaku
Niebo nasycone seledynową zielenią zmienia jak klatki filmu na kliszy. Czasem 25kl./s, czasem zwolnienie ze 120kl./s, kiedy podmuchy wiatru przyginają nieco parasolki. Świat pod blaszką liści ociera się o przefiltrowane światło. Niecodzienne, nieco przygaszone, jakby kilka działek przysłony, wiosna pożyczyła od zimy, a jesień jeszcze nie chce ich oddać. Od góry dach z wielkich zielonych dachówek lepiężnikowych tworzy ciemnozieloną zasłonę, ekran skrywający świat tam pod stropem chlorofilowym. Nie wiadomo, co lepsze?. Zostać w naszym świecie nad liśćmi, czy zejść w subtelny świat zarośli, świat zapachów lepiężnika, gdzie świeżość jego aromatów po chwili zdaje się być dusząca. Przestrzeń pod liśćmi pozwala odkryć tajemnicę, wejść do cudzej baśni. Coś zobaczyć, dostrzec, a może odciąć się od rzeczywistości całego tygodnia i już w piątek poczuć spokój nadchodzącego weekendu. Na tym „green screenie”, między ziemią a niebem wyświetlane są filmy przyrodnicze. Najczęściej to owady bawią się tu w teatr cieni. Komarnica rozkłada bezradnie odnóża i wiruje skrzydłami, mały komar pochyla się nieco, by jego cień poczuł się większy. Bielinek zdziwiony rozpostarł skrzydła, bo znów nie trafił na ulubioną kapustę. Jednak chwilę posiedział. Za to lecące ptaki pozostawią tylko ulotne, efemeryczne duchy wyświetlonych na chwilę skrzydeł i ogonów tworząc najkrótsze sceny tego filmu. „Greenbox” działa od wiosny do jesieni, tylko nikt jakoś nie rejestruje nadchlorofilowych zdarzeń. I wtedy pojawia się ona. Prawą dłoń rozszerza porozumiewawczo, trochę się wierci, liść przysiada od nagłego lądowania po dramatycznym skoku ze skarpy pobliskiego strumyka i jest nieoczekiwana żaba moczarowa. Zastyga na chwilę na lotnisku z lepiężnikowych liści. Zdziwiona nieco, sprawdza falujące podłoże i myśli sobie pewnie, że wylądowała na latającym dywanie. Wbite do głowy przez lata całowanie żab przemyka z uśmiechem przez układ nerwowy fotografującego i od razu szybkie wycofanie się z tej nagłej i nieprzemyślanej myśli. Przecież żaba zamieniona w księżniczkę oznaczałaby katastrofę budowlaną zielonego dachu. Księżniczki zazwyczaj nie są najlżejsze i cały ten misterny świat mógłby się zawalić. Niech sobie moczarowa siedzi, niech nikt nie próbuje całować żab w zaroślaku lępiężnikowym. Nie trzeba tkwić w dawno wymyślonych bajkach i lepiej pozostać w swojej przyrodniczej baśni, gdzie żaba zawsze będzie żabą, a księżniczki zajmować będą okładki kolorowych gazet. Żądam, aby siedlisko Phalarido-Petasitetum hybridi pozostało wolne od wszelkich księżniczek.
A gdyby to była żabia księżniczka? Taka malutka, jak Calineczka, albo wzięta z Guliwerowego świata? Tak czy owak, bardzo malowniczy, sugestywny opis i piękna fotografia:)
Myślę, że księżniczce też będzie lepiej w zamku