Nektarowy Baron
Kiedy moje oczy błądziły za szlaczkoniami, niespodziewanie pojawiła się eskadra fruczaków gołąbków. Najczęściej widuję je pojedynczo, ale tym razem na brodawnikowej łące, te nektarowe cysterny w liczbie kilku osobników uzupełniały zapasy przed odlotem na południe. Bardzo metodycznie odwiedzały otwarte do słońca kwiatostany i swymi długimi ssawkami czerpały nektar. Kiedy patrzyłem na nie zboku wyglądały dość zwiewnie, a jednego z nich nazwałem nawet „książę nektaru”. W jego ruchach było sporo finezji i lekkości. Jednak, gdy odwrócił się do mnie przodem i zatrzymał się nad kwiatem wydał mi się jakiś poważniejszy. Taki dawny baron w pelerynie, który zamiast laseczki posługuje się ssawką. Zatrzymałem go sobie właśnie w takiej pozie. Tajemniczy pan, baryła trochę, symbol odchodzącego lata, który chce zabrać ze sobą całą swoją młodość i musi prysnąć na południe. Tam lepszy klimat. Nisko nad ziemią, z furkotem, trochę helikopterowym lotem pognał do kolejnej żółtej polany. Pan nektaru, baron odchodzącego ciepła.
Ja je widuję tylko w ogrodzie mojej mamy. Ona ma bardzo piękne i różnorodne gatunki kwiatów. Gdy zobaczyliśmy go wiele lat temu pierwszy raz, też wzbudził wiele emocji. Ja się nawet przestraszyłam, bo podleciał bardzo blisko. Pozostał “niby koliberkiem” aż do dzisiaj. No trudno. Odczarowany:)
Kilka lat temu przy pierwszym spotkaniu pomyslałam „koliberek” ile ja się wtedy naszukałam cóż to za stworzenie, od tamtej pory wiem, ze to fruczak, i mimo ze robię mnóstwo zdjeć (lepszych i gorszych :)) ptakom i zwierzakom nigdy nie udało mi się go złapać w kadr. Gratuluje fotki
Dziękuję. Dodam tylko, że czasem odbieram telefon z informacją, że do kogoś przylatują kolibry i trzeba naprawdę być przekonywującym, aby sprawić, że naoczny świadek uwierzy, że to owad.