Grabina – ciemniej się już chyba nie da!
Są lasy i są lasy, ale jest też grabina. W tym lesie bez runa jest… ciemno. W okresie ulistnionym do dna lasu dociera niewiele światła, stąd niezależnie od pory dnia mamy wrażenie, że przebywamy cały czas w wieczorówce. Przemykające zwierzęta są tylko nienotowanymi cieniami. Słychać je częściej niż widać. Po dnie pełzają wielkie bezdomne ślimaki (głównie czarne) i czekają na pojawiające się tu czasem grzyby. Lubię się w tym lesie, w tej ciemnicy zatrzymać. Usiąść na zaprzyjaźnionym, upadłym pniu i porozglądać się za jakimś promieniem światła poszukującym czegoś interesującego na leśnej podłodze. Najczęściej słychać tu tylko żerujące grubodzioby i szmer niewielkiego strumienia, który przetacza się w jeszcze ciemniejszym jarze przez ową grabinę. W lipcu na dnie lasu pojawiają się kruszczyki sine. I tyle. Reszta runa jakaś taka rachityczna, słaba i niechętna bujności życia. Najciemniejszy las jaki znam. W konkursie na las straszny, byłby z pewnością w pierwszej piątce. Jeśli szukacie miejsca odosobnienia, to polecam ten czarny las. Można zabrać ze sobą czarny chleb i czarną kawę, ewentualnie czarny, czarny turystyczny stół. Zdaje się, że miłośnicy gotyckiej muzyki poczuliby się tu dość dobrze. A strzeliste graby straszyłyby swoimi sylwetkami niczym olbrzymy w świecie Guliwera. Grabina…, warto tam być zanim opadną liście. Polecam.
Nie trzeba muzyki. Tylko znaleźć się w tym ciemnym, ciemnym lesie. Mrocznie i pięknie, ale jak zdążyć…