Zanikający zawód – rybak śródlądowy
Kiedy w marcu przyszły tęgie mrozy, moja para zimorodków z Doliny Łachy nie przeżyła nagłego załamania pogody. Po dłuższej nieobecności wiosną, na początku lata znów się pojawiły. Słyszałem je, widziałem jak przemykają na bobrowych stawach, ale nie mogliśmy sobie spojrzeć prosto w oczy. On się bał, ja się wstydziłem. W końcu poświęciłem mu nieco czasu. Zdziwił mnie bardzo, kiedy chciał usiąść na obiektywie. Pojawiała się para i zaczęła urzędować wokół mnie. Rybki znikały z wysychającego stawku, a mój kolorowy kolega siadał co jakiś czas na wystającej szczapie z upadłego dębu i patrzył mi prosto w oczy. Oczywiście trochę fotografii zrobiłem, ale jego wzrok dał mi do zrozumienia, że na rybach potrzebna jest cisza. Spakowałem się i zostawiłem ich świat tylko dla nich. Woda gotuje się od ryb, a ten miłośnik ościstego stworzenia, który zniknął na wiosnę wrócił ze zdwojoną siłą. Niech łowi, w końcu rybaków śródlądowych jest coraz mniej. Tak przynajmniej mówią w Dolinie Baryczy, że to zawód ginący.
No zimorodka jedna. A wie Pan, podobne ujęcie zimorodka ma w obiektywie Cezary Korkosza.
To dlaczego jest tylko jedna? Jest piękny. Przyroda tworzy niesamowite kolory, absolutne cuda natury.
Jedna?