Ulotność uduchowiona
Nasze oczy rejestrują otoczenie w określonym czasie. Nie możemy zatrzymać chwili. Nie możemy zrobić stopklatki. To nie sen, to nie wyobrażenie. To obraz nierealny. Obserwowałem dziś pełzacza, który chodził sobie po zwalonym przez wiatr drzewie. Zupełnie do góry nogami. Zaglądał do każdej szczelinki, szukał, metodycznie przeczesywał każdą łuskę kory. Mimo, że byłem skupiony na czymś zupełnie innym, oczy ciągle patrzyły na niego. Jego długi pazurek tylnego palca działał jak amortyzator kolejnych skoków/przeskoków. Mała ociupinka na wielkim drzewie. Precyzyjne ukłucia dziobem, zmieniają tego ptaszka w skalpel chirurga, który doskonale wpisuje się w świat mikropęknięć, czeluści podkorowych, kryjówek drzewnych. Skakał, zrobiłem kilka fotek. W pewnym momencie ptak zastygł na korze. Rozpostarł skrzydła i ruszył w moim kierunku. Po ułamku sekundy już go nie było. Rozmazany akwarelami czasu, namalowany ulotnością, zastygły na matrycy całej wymyślnej technologii. Zatrzymana chwila, która już za chwilę pełzła po kolejnym drzewie. Jak tak mały organizm może trwać? Jak sobie radzi, jak widzi, jak postrzega otoczenie? Ile pytań można zadać patrząc na trochę takiego motyla pośród ptaków. Mimo nieostrości, mimo „przyokazyjności” ten uduchowiony malec wzbudził dziś mój absolutny szacunek i zachwyt. Właśnie dlatego dzielę się czymś, czego w rzeczywistości raczej nie ma, a może raczej jest. Czas zasuwa, warto zapamiętywać te najbardziej ulotne chwile.
Refleksja o ulotności wrażliwa jak ta fotografia. Pięknie napisane.