Ciemny, ciemny las…
„Był sobie ciemny, ciemny las, a w tym ciemnym, ciemnym lesie…” No właśnie, co tam w nim jest? Gdy nastaje szara godzina, gdzieś zza drzew, wykrotów, z jam, nor, parowów i szczelin wychodzą leśne stwory. Słychać kroki (jeż), szczekanie (kozioł), chrumkanie (dzik), zawodzące szczekanie (lis), charakterystyczne chuchu (puszczyk lub inne Uhu). Niby nic się tam nie dzieje. Cisza jakaś taka chwilami, że można by ten ciemny las uznać za wymarły. Jakiś przechodzący jeleń pozostawi zapach piżma, a dzikowa locha rozsmaruje zapach maggi – przyprawy do zupy. Las żyje własnym życiem. Ostatnie luxy światła pozwalają na dostrzeżenie duchów. Potem jest już ciemno. Słychać tylko szelest liści i pękające gałązki. Nasi prapradziadowie w tych wszystkich przejawach życia (utajonego nieco) widzieli rusałki, strzygi, zjawy, wampiry i to wszystko, co czasem próbują wrzucić do współczesnych horrorów. Z doświadczenia jednak wiem, że w lesie jest spokój. Każdy chodzi swoją ścieżką, czasem ktoś kogoś zje, bo tak ma być, czasem ktoś zapiszczy. Wszystko to jednak zgodne z rozkładem przyrodniczej jazdy. Jeśli kiedykolwiek miałem w nocy problemy w lesie, to zawsze byli to ludzie. Im bliżej miasta tych problemów wydaje się być więcej. Smak prawdziwego nocnego lasu można poznać jedynie z dala od ludzi. Spędziłem kilka samotnych nocy w dolinie Sanu pod Otrytem, w Puszczy Białowieskiej i paru innych miejscach. Zawsze było przyrodniczo. Zawsze było pięknie. Były głosy i odgłosy, był niedźwiedź, były wilki, był puszczyk uralski, puchacz, borsuk itd., ale zawsze był spokój.
Ale niesamowicie klimatyczne jest to zdjęcie! Przepiękne <3
A teraz?