Ulotność tej naszej zimy
Trochę prawdziwej zimy zastałem w „Ujściu Wisły”. Kry na rzece, trochę ptaków pływających razem ze śryżem i ostatni mróz. Jeszcze trochę czerwieni zachodzącego słońca. Minus sześć. Chciałem, by taka pogoda trwała jeszcze kilka dni. Cieszyłem się, gdy za oknem jechałem przez śnieżną Polskę. Jednak popołudnie i wieczór, spędzone tam gdzie słodkie miesza się ze słonym szybko się skończyło. Wczoraj rano wszystko było już miękkie od ciepła, które przyszło z wiatrem. Śnieg znikał bez zastanowienia. Skończyła się biel. Co z tą zimą? Nic tak bardzo nie rzuca się w oczy jak brak pokrywy śnieżnej. Kiedyś czas pokrywy śnieżnej liczono w miesiącach lub chociaż tygodniach. Dziś, wydaje się, że w wielu miejscach Polski czas zalegania pokrywy śnieżnej można liczyć w dniach. Nadzieja na prawdziwą zimę pozostaje w górach i może w Suwałkach. A tyle pięknych krajobrazów, przykrytych białym śniegiem mogłoby być za oknami. Szkoda trochę dzieci, że nie mogą się napatrzeć i poniszczyć sanek.
Oj tak…
Szkoda i nas, “trochę” starszych. Tęskni się za skrzypiącym i iskrzącym się śniegiem pod butami. Oj tęskni.