Prosto z tundry
Taki ptasi Eskimos, a raczej Lapończyk. Każdego roku przylatują do nas myszołowy włochate. Rozpoczął się dobry okres do ich obserwacji. Ogon w paski, ciemne nadgarstki i trochę bieli. Ten duży myszołów w okresie rozrodczym gnieździ się na dalekiej tundrze, gdzieś tam, na północy. Pewnie lata za lemingami i innymi drobnymi ssakami. Na polach, zwłaszcza tych przypominjących tundrę, te myszołowy „skradają” się w powietrzu jak duchy. Leciał wolno nad oziminami. Przysiadł na bruździe ziemi. Byłem dość daleko, ale widziałem jak nagle wbił wzrok w pobliską miedzę. Po chwili zerwał się, uderzył dokładnie w punkt i z nornikiem odleciał na kolejną bruzdę. Potem na kolejną i tak dalej. Koczownik z tundry, doskonały łowca radzi sobie u nas bardzo dobrze. Warto im się teraz poprzyglądać.
Zbliża się 6 grudnia, a ten ptak ma całkiem blisko do Świętego Mikołaja i mam wrażenie, że lepiej sobie radzi w powietrzu niż zapity, z czerwonym nosem renifer. Nasz myszołów (hipotetycznie chyba) siedział sobie zapewne przy domku Świętego Mikołaja i dokładnie wie, kto dostanie, jaki prezent. Ja, będąc kiedyś w Rovaniemi, przy domku starszego pana nazywanego tam chyba „Joulupukin” wypatrzyłem tylko jedną rzecz. Jeden zadziwiający prezent. Było bardzo czysto, renifery, wszystko poukładane. Na ziemi, tuż przy domku Świętego był tylko jeden śmieć! Była to puszka po konserwie z napisem „paprykarz szczeciński”. Taki myszołów jak tam wraca i zobaczy coś takiego, to się pewnie nie zdziwi. U nas ciągle w lasach i na polach dużo śmieci. Warto pamiętać i brać sobie za wzór przez lata pielęgnowaną czystość ludzi Skandynawii.
5 Comments
Realizacja: Ideacto w oparciu o projekt stworzony przez Opcom sp. z o.o. S.K.A.
A ciekawe, czy wczorajszy solenizant Andrzej miał czerwony nos i był potocznie mówiąc,,zapity” inaczej tylko ubzdryngolony W końcu słowo zapity posiada ponoć 57 synonimów w słowniku synonimów.
Z pewnością lepiej sobie radzi w powietrzu myszołów, nawet jeśli spity renifer i według słownika, niestety w takiej sytuacji z ,,zapitą mordą”, czuje się przy tym niezwykle błogo. Unosić się może jednak ledwo, ledwo, ale raczej delikatnie słania się na nogach. Zastanawiam się, czy tu chodzi o prawdziwego renifera, tak jak w przypadku Świętego Mikołaja, w końcu czerwony nos ma także On, nie wiem czy Święty, ale co w takim razie mam myśleć? Ma taki od mrozu? A może jest upity….radością dzieci, że znów się pojawił z masą prezentów?
Chyba tylko Pan potrafi rozpoznać woń sfermentowanych porostów
Ja nie twierdzę, że on nie pił, że nie zapił nawet, ale na pewno nie był zapity!
Chlipał, chlipał sobie, to najwyżej zachlipany był
Jako częsta posiadaczka czerwonego nosa, w imieniu wszystkich, no dobrze – wielu czerwononosych, wypraszam sobie przydomek “zapity”!. Bywamy zakatarzeni, zakręceni, zaplątani, zalatani, zapomniani, zaszufladkowani, czasem zasmarkani i zachlipani i tu i ówdzie zaczerwienieni, zamuleni, zauroczeni, zaspani, a nawet zasypani czy zajechani, ale zapici – nigdy! Nasze zapijanie nigdy nie prowadzi do zapicia. Szczególnie reniferów!
A myszołów zaprawdę fajny.
No, ale ten widać wypił swoją dolę, bo gdy się zbliżyłem to zapach fermentowanych porostów wskazywał na spożycie.