Z prądem, w tłumie, a może pod prąd?
Z jednej strony czaple siwe, z drugiej czaple białe. W oddali nad kanałem kilka bielików. W wodzie stado nurogęsi. Przy stawowym mnichu tłoczą się ściśnięte karasie srebrzyste. Tysiące! Przyglądam się, jak ta pozornie bezładna masa przesuwa się w błotnistej wodzie. Wszystkie grzbiety równolegle dopasowują się do komend niewidzialnego sternika. Przypierane do brzegu stawu zaczynają wyglądać jak jeden organizm. Podszedłem do wody. Wszystkie czarne cienie odwróciły się i zaczęły płynąć w kierunku czapli, bielików i nurogęsi. Czaple nie zniosły mojej obecności. Bieliki były daleko, a nurogęsi zniknęły gdzieś za trzcinami. Wszystkie karasie „odsapnęły” i popłynęły tam, gdzie jeszcze chwilę temu było strasznie. Zrobiłem fotografię. Gdy odchodziłem jeden z nich zawrócił w moim kierunku. Dopłynął do jazu i czekał w spokoju. Tłuszcza popłynęła ku wolności na płyciźnie. Gdy oddaliłem się na bezpieczną odległość między masą karasi, a błotem pojawiły się czaple, wróciły nurogęsi. Jeden pozostał przy mnichu. Nie uległ presji tłumu. Nie uległ dyktatowi masy. Przeżył, choć wszyscy płynęli do obiecanej wolności.
Przy okazji dodam, że karasie srebrzyste są u nas inwazyjne i wypierają, rodzimego karasia złocistego.
Faktura, rytm i wzór. Na pierwszy rzut oka abstrakcyjny obraz.
“Srebrzysta inwazja” – tak zatytułowałbym fotografię:) Bardzo lubię takie subtelne różnice w tonacji, szare na szarym, białe w bieli. Zazdroszczę tych pięknych motywów nawet o tej porze roku. No i ta myśl przewodnia…