Na granicy linearyzmu i malarskości
Kiedy dzień styka się z nocą, wiatr z chwilami ciszy, a rzeczywistość nie wiadomo czy jest ostra czy rozmazana zaczyna się baśń. Noc zjada już wszystko, co za krzakiem tarnin i pogrąża w swojej władzy wszystkie badyle, trawy i suche już artemisie. Wśród bylic coś zadrżało, coś zaczęło biec. Stadko kuropatw przebiega w poszukiwaniu zacisznego miejsca. W zażółconym nieco świecie, spłowiałym, już bardzo jesiennym wszystko się rozpływa. Miękkie światło wieczoru, ale już po zachodzie słońca dodatkowo potęguje obraz rozlanych przez wiatr roślin. Przypomina mi się prosty wykład z historii sztuki. Czy widziany obraz jest jeszcze linearny czy już malarski? Henryk Wolfflin poszukuje tej zmiany na styku baroku i renesansu, czyli też na granicy dnia i nocy. Od prostych, płaskich, równo oddzielonych linii jasno przedstawiających obiekt po jakąś tajemniczą dal, rozmytą malarskość. Od naskalnych prostych rysunków, po gnane wiatrem pejzaże tuż przy samej ziemi. Stado kuropatw z obrazu Chełmońskiego to już czysta malarskość. Podobnie z obrazem „Kuropatwy” Czesława Wasilewskiego (pod obrazem podpis Ignacy Zygmuntowicz, bo i pod takim nazwiskiem tworzył). Wybitnie malarski wydaje mi się obraz „Kuropatwy” współczesnego nam Tadeusza Sobkowiaka, który zdaje się musiał zobaczyć podobny obraz w przyrodzie jak ja ostatnio. Kuropatwy w jesiennych chabaziach wpisały się już w naszą historię sztuki, bardziej malarsko niż linearnie (latem w burakach była bardziej linearna http://dbajobociany.pl/?p=11748). W gąszczu, biegnące nigdy nie będą płaskie. Ucieszyłem się z ich ruchu wtopionego w wiatr i początek zmroku.
Fotografia nastrojowa, delikatna. Bardzo ładna.
A to po prostu bylica pospolita:)
A co to za rośliny: artemisie? Bo w tym pięknym opisie pojawiła się nazwa, którą do tej pory kojarzyłam z barwną postacią barokowej malarki. Malowała pięknie, bardzo wrażliwie, kolory delikatnie się “rozmywały” . I jeśli malarskość rozumieć w ten sposób, to Artemisia Gentileschi tak właśnie malowała… Znowu połączenie przyrody ze sztuką. To wszystko ładnie się uzupełnia i przenika. Zaraz poszukam artemisi:)
Jesieni być może już o krok blisko do kolorów jak u Vincenta van Gogha w Les Alyscamps. Nostalgicznie być może zrobi się przy dźwiękach trąbki M. Davisa – Old Folks