Sepia perkozka
Oczywiście, w dobie “fotoszopa” sepia nie robi pewnie wielkiego wrażenia. Każdy obrazek w smartfonie można w kilka sekund zamienić w takie tonowanie. Można do wywoływanych fotografii dodawać roztwory heksacjanożelazianiu potasu i siarczku sodu i czekać, aż papier fotograficzny nabierze szacownej starości. Można oczywiście. Wszystkie te zabiegi są do zrobienia. Ale… Można też pojechać w teren, kiedy słońce chyli się ku zachodowi i trochę się poschylać szukając odpowiedniego kąta i wyczarować sobie sepię. Wszystko w kolorze złotego brązu. Przydymionego. Bez chemii, a jednak z typowym zafarbem. Super jest kiedy jeszcze perkozek wytrzyma kilka sekund i pozwoli na wykonanie fotografii. Wieczory nasycone pomarańczami, złotem, potem czerwienią mają tylko krótką chwilę, by świat wyglądał jak ze starej fotografii. Lubię ten moment, lubię się wtedy zatrzymać i patrzeć. Zawiesić się w przyrodniczym momencie i trwać. Zielone trawy nie są zielone, przezroczysta woda nie jest przezroczysta, a kontury przedmiotów nabierają delikatnego podświetlenia. To czas sepii. To jakby mątwa, zwana czasem sepią wystrzeliła w powietrze swój barwnik nazywany sepią, a ktoś z tyłu zaświecił by żarówką o ciepłej barwie. Takie odcienie pojawiają się również w pięknych torfiankach, gdzie torf uwalnia swoje miodowe barwy. Czasem rzeka ma taką barwę. Mam takie swoje miejsce w Puszczy Białowieskiej, dzikie, pełne przyrody gdzie siadam nad Narewką i tonę myślami w jej pięknej wodzie o wyraźnym odcieniu sepii.
Jednak ta naturalna sepia, wymagająca nieco poszukiwań i ruchu, a potem pozwalająca na chwile zachwycenia, jest najpiękniejsza. I na długo pozostaje w pamięci.
Woda jak roztopione złoto. Złocista sepia naturalna:) Pięknie.