Nie ma róży bez kolców?
Piękno zazwyczaj przesłaniają kolce, ciernie, a nawet kraty. Czasem fizyczne, czasem mentalne. Upragnione rzeczy są najczęściej niedostępne, a nawet ulotne, jeśli już się pojawią na, wydawać by się mogło, dostępnym horyzoncie. Piękno i dobry smak wymagają ochrony, o co zadbała ewolucja przy wielu gatunkach roślin. Generalnie tak jest z różami. Nawet by nam do głowy nie przyszło, że może być róża bez kolców, a jednak. To, że w przyrodzie nie istnieje słowo nigdy potwierdza się w przypadku róż także. Róża alpejska, bo o niej mowa, nie kłuje. Nie broni kolcami swoich liści i kwiatów. Ma tylko małe zgrubienia w miejscu kolców, wyczuwalne pod palcami. Natomiast na tegorocznych pędach są drobniutkie, igiełkowate kolce, ale te łatwo przy dotknięciu odpadają. Czy róża, która rośnie w górach, wzdłuż potoków, na łęgowych aluwiach nie ma czego bronić? Oczywiście, podobnie jak inne róże, ma piękne kwiaty i młode gałązki. Być może to, że rośnie w trudniej dostępnym terenie, gdzie jest mniej roślinożerców (myślę, o dostępności dla wielkich stad dawnych kopytnych, zanim człowiek jedne zjadł, a inne pozamykał w oborach) spowodowało, że róża ta nie musiała inwestować w namacalny system ochrony. Być może, bo wraca mi jednak myśl, że jelenie w górach ciągle urzędują i teoria o braku kopytnych trochę mi upada. Może róża alpejska ma broń chemiczną? Tego nie wiem. Tak czy inaczej, róża ta łamie choć trochę stereotyp ukutego powiedzenia i wzbudza moje uznanie. Może dlatego, że jakoś “urawniłowka” do mnie w życiu nie przemawia, a przysłowie “jeśli wejdziesz między wrony…” powoduje we mnie złość. Gdyby ewolucja trzymała się raz utartych cech, nie byłoby zmian, a to oznacza, że świat nie byłby różnorodny i odporny na zdarzenia, które ciągle się w tym świecie dzieją. Taka myśl, gdy za oknem pada deszcz.
No wlasnie, dlaczego ” wejscie między wrony…” miałoby powodować takie same reakcje a gdzie tożsamosć i krytycyzm w myśleniu?