Dbaj o bociany – blog przyrodniczy Krzysztofa Koniecznego o niesamowitym świecie wokół bocianiego gniazda. Patronat: Grupa Energa

środa

29

Marzec

2017

0

Grzebiuszki ze wstępem kosa

Sprawdzam ostatnio różne mokradła i oczka wodne pod kątem żurawi. Dziś zdarzyło mi się śródpolne oczko w otoczeniu rozległych pól, oborane bardzo mocno do samej skarpy zbiornika. Łyska, potrzos, zagubione mazurki. Żurawia nie było, za to wielkie gody grzebiuszek trwały w najlepsze. Ciche, subtelne stukanie zanurzonych grzebiuszek.  Koncert kosa i akompaniament żab moczarowych dopełniły klimat rolniczego krajobrazu. Mimo wielkiej fabryki chemicznej w pobliżu i intensywnie użytkowanych pól, oczko tętniło życiem. Agroaudiosfera. Tyle też można usłyszeć na nagraniu.

 

Druga strona tego wieczoru, to trochę sprawozdanie z rozmowy gimnazjalistów i można by rzec „off” z nagrań:

 

Wszelkie podobieństwa i zbieżności imion są czysto przypadkowe i zostały zaczerpnięte z rozmów usłyszanych dziś Gimbusów.

A naprawdę było tak: „Gdy dotarłem do oczka wodnego i rozstawiłem sprzęt, w słuchawkach zaczęły pojawiać się dźwięki ze świata ludzi. Janusz z Grażyną, passatem piątką, jechali pierwszy raz na zakupy do miasteczka obok. Dźwięk rozklekotanych zaworów stał się tak emblematyczny, że przy szóstym przejeździe czarnego kombiaka namierzałem już z dwóch kilometrów. Widać , co piętnaście minut brakowało w domu cukru i masła, bo rodzina odbywała regularne wędrówki na zakupy. Dołączył do nich Mati, który kupił tej wiosny motocykl/motor/pierdziawkę i jeździł po elipsie niczym słonka na tokach i napełniał atmosferę donośnym terkotem, za dziesiątym razem gaźnik był już tak brudny, że Mati zszedł z motocykla i prowadził go ze spuszczoną głową, powili do pobliskich bloków. Po 15 minutach Mati znów włączył się do toków na asfalcie, tak skutecznie, że grzebiuszki zastanawiały się czy tego wieczoru wybierać się na podryw. Zaległa cisza, Mati próbował maszynę. Nie udało mu się zniechęcić zoologa w słuchawkach i po dwóch godzinach pojechał oglądać M jak M. Jednak w tym czasie Janusz z Grażyną pojechali ostatni raz do „Biedry” i do „DINA” po cukier i masło. Cisza. Przyjemna, wręcz niemożliwa trwała dwie minuty. Nawet samoloty nie były tak głośne jak auto Seby i Karyny, które pojawiło się nagle na śródpolnej prostej i zasuwało tam i z powrotem jak krowa w żurek. Poznałem jak pracują wszystkie gary, choć nie rozumiałem, dlaczego Seba chcąc zrobić wrażenie na Karynie dziesiąty raz zawracał i dodając trzy razy gaz do dechy ruszał swoim nowiutkim Golfem trójką by pobić rekord na dwóch kilometrach. Uszy puchły, gumowce po uszy w wodzie, płazy robią co mogą, ale te z zachodniego brzegu niewielkiego oczka nie były w stanie usłyszeć tych z brzegu wschodniego. Zacząłem już się martwić, czy uda się przekazać geny populacji wschodniej, gdy na pagórkowatym polu pojawił się Pan Wiesio wielkim Dojtzem i siał przed jutrzejszym deszcze jare zboże. Każdy podjazd pod górkę powodował zadławienie się powietrzem kumaka i ciszę przez następnych kilka minut. Lądujący, turbośmigłowy samolot z Warszawy był poezją dla uszu w słuchawkach. Seba zawziął się na samolot i robiąc kolejny raz wrażenie niesamowite na Karynie pobił swój ostatni rekord. Zakląłem siarczyście pod nosem i już miałem się zwijać, gdy: Pan Wiesio pojechał na M jak M. Janusz z Grażyną mieli już wszystkie zakupy, Mati rozkręcił gaźnik w garażu, a Seba z Karyną zaparkowali w oddali na wzgórzu i wyraźnie zajęli się przeglądem amortyzatorów. Cisza. Ucichł kos. Mały śródpolny stawek napełnił się znów płazami. Będzie skrzek, będą kijanki, będzie nowe życie. W tym miejscu chciałbym podziękować za seriale. Świat ucichł i mogłem sobie spokojnie słuchać swoich żab”.

Krajobraz dźwiękowy

Realizacja: Ideacto w oparciu o projekt stworzony przez Opcom sp. z o.o. S.K.A.