Spotkanie
Szara godzina znów zadziałała. Przez kawał dnia, wbity w fotel sali wykładowej wpatrywałem się w ekran slajdów, wykresów, fotografii. Zbliżało się późne popołudnie. Tuż obok kawał lasu. I to jakiego lasu! Gdy dwadzieścia lat temu byłem tu pierwszy raz wydawało mi się, że wszystkie drzewa są większe, wyższe i rosną w większym zagęszczeniu. Wygrał zew, który zawsze wygrywa na puszczy. Kilkanaście kilometrów żwirowej, malującej auto na żółto drogi, jeszcze tylko przeciąć rzekę i już na śródleśnych łąkach. Dzień wcześniej 5 żubrów skubało tu świeżą trawę, a w zasadzie to, co wyszło spod śniegu i zazieleniło dopiero co swoje końce liściowych blaszek. Dziś ich nie było. Śpiewał paszkot, który niezagłuszany przez inne drobiazgi wydał się niezwykle głośnym solistą. Decyzja o powrocie nie była łatwa, bo wbicie się znów w fotel było trochę przygnębiające. Przecież można w tym czasie posłuchać choćby sóweczek, a nawet puszczyków. Szaro zaczęło robić się w cieniu leśnej ściany. Zwrot, spojrzenie zazdrosne na czerwone niebo przebijające się przez gęsty las. Już po pomarańczowym wieczorze. Już nic nie będzie. Coś jednak kazało skręcić kierownicę w lewo. Zwalniający samochód jadący z naprzeciwka dawał nadzieję, że coś się jednak zdarzy…
Gęsta drągowina sosnowa, wyświetlała w marnym świetle ogromną sylwetkę żubra. Byk, wolno podążał ku przerwie z piaszczystym polem. Zaczęliśmy iść równolegle do siebie. Wiedziałem, że trzeba trzymać dystans. On szedł spokojnie, ja z drugiej strony przywierałem do ściany lasu. Odległość była duża, bezpieczna dla obydwu graczy. Gdy doszedłem do końca zadrzewień, byk wolno zaczął skubać trawę. Trochę zmniejszał dystans. Skupiony na byku, nie zauważyłem, że 400m dalej zatrzymał się samochód. Zauważył to byk, przystanął i skorygował krok w moją stronę. Gdy zacząłem się wolno wycofywać, kierowca auta głośno zaczął krzyczeć – „Człowieku, życie ci nie miłe?”. Zawsze coś się dzieje, gdy do interesu wchodzi trzeci gracz. Byk wiedział, gdzie ja jestem, ja wiedziałem gdzie jest byk. Krzyk jednak nieco przestraszył byka, a ja nie miałem już wyboru. Widząc, że byk odwraca się od krzyczącego i zaczyna szukać sobie przykrycia z drzew w moim pobliżu. Musiałem nieco przyspieszyć, choć nie wiem czy potrafiłbym to szybciej zrobić. Pomyślałem sobie, że czas zacząć bieganie, bo na krótkich dystansach można złapać zadyszkę. Byk nie zaszarżował. Spokojnie wszedł w miejsce gdzie chwilę wcześniej stałem i spokojnie utrzymywał kierunek wędrówki. Takie spotkania zawsze dają dużo emocji. Dają to, co z przyrody można czerpać dla siebie. Dają poczucie uczestnictwa w czymś ważnym. Jednak zamieszanie osób trzecich, odziera całą tajemnicą, a psychika tłumu nakazuje wycofanie. Pan odjechał pewnie z historią, że uratował głupiemu życie, ja odjechałem ze swoimi przeżyciami. Parą buchająca z pyska, dźwiękiem oddechu i delikatnymi uderzeniami racic o piaszczyste pole. Przemyślałem to zdarzenie wiele razy. Gdyby nie krzyk, nie było by zagrożenia. Z 400 metrów mogło się wydawać, że stoję od byka kilka metrów, a tak jednak nie było. Spojrzałem na mapę, już po wszystkim i zrozumiałem, w jakim strachu musiał być ten kierowca. Odległości się nakładają i wywołują reakcję. Wolę jednak w takich sytuacjach pozostawać sam na sam z przyrodą. Nawet, jeśli coś się zadzieje, nikt do nikogo nie może mieć pretensji. Dziękuję jednak Panu Kierowcy za czujność i za opowieść. Bez niego, żubr byłby tylko żubrem, który poszedł szukać siana w pobliskim gospodarstwie.
Bo… każdy ma swój czas…