Zębiełka wycieczka na lodowiec
Ostatni zmrożony śnieg, stał się na chwilę chłodnym przystankiem jednego z najmniejszych ssaków Polski. Biegł z budynku do budynku, zatrzymywał się, węszył i coś przegryzał. Zahaczył o o suche hortensje, powęszył i w końcu musiał przejść przez barierę zmrożonego śniegu. W załomie jednej ze śnieżnych brył zastygł na kilka sekund i swym giętkim noskiem pokręcił na chłodny świat. Widać było przepływającą krew. Włączył wewnętrzne ogrzewanie, trząsł się chwilę uruchamiając energię z mięśni. Rozgrzany prysnął w kierunku budynków, gdzie z pewnością dokończy zimowanie. Nie spodziewałem się, że te jego trzęsawki utrudnią fotografowanie. Zresztą był tak absorbujący, że trudno mi było na niego nie patrzeć i nie mogłem się skupić na pstrykaniu. Malutkie oczy powodowały, że wyglądał na bardzo niewyspanego. Za to prędkość z jaką się poruszał wskazywała na spożycie czegoś ekstra. Trudno mu się dziwić. W ciągu doby musi zjeść tyle ile sam waży, stąd jego życie to ciągłe poszukiwanie pokarmu. Trochę to wygląda tak, jakby ktoś na siłowni ćwiczył i w zakamarkach równocześnie coś wyżerał. Widuje je raczej zimą, kiedy przyłażą do ludzkich obejść. Dla niewtajemniczonych tylko powiem, że to nie gryzoń. To zwierzątko to zębiełek karliczek, należący do owadożernych. Zęby jak szpileczki, bialutkie służą do “pomlaskania” chitynowego pancerzyka owada. Nie pogardzi padliną, ale raczej padliną ślimaka niż jelenia. Choć i tego by pewnie nadgryzł. Trochę miałem do niego żal, że tak szybko zniknął w chabaziach pod budynkiem.
Super obserwacja, rzadko udaje mi się spotkać ten gatunek, ale czasem z kompostu wychyli się taki śmieszny ryjek.
Zawsze cieszy. Pamiętam jak byłem mały to był taki czas, że często widziałem ryjówki aksamitne. Nie wiem czy starość nie pozwala ich widzieć, czy jest ich mniej.