Odrzańska Teoria Kier
Po szarościach, niebo zaczęło nabierać niebieskości przykrytej delikatnie malowanymi chmurami. W dolinie Ody śnieg niewyraźnie chrzęści i nakazuje jak najcichszy przemarsz. Od kilku dni chodziły mi po głowie kry na Odrze. Choć woda w samym korycie płynie prawie bez nich, to między niektórymi główkami pozostały ciasteczkowate kry, które kręcą się tam w swoistym tańcu. Każda kra, jak łowicka spódnica w oberku obraca się wokół własnej osi i dodatkowo po orbicie zakola, po scenie. Każde zderzenie napełnia powietrze szumem i szelestem miażdżonego lodu, rozcieranego na lodowych żarnach. Tworzy się układ gwiezdny, który po dłuższym przyjrzeniu, się w tym totalnym wirze, tworzy coś w rodzaju galaktyk. Prądy wsteczne z ogromną siła napierają na zamarznięty brzeg. Wszystko trzeszczy, ale cichutko, z umiarem. Czasem pęknie lód, strzał roznosi się po okolicznych grądach, a tam…? Tam zaczyna się wiosna. Dzięcioły duże bębnią już miarowo, równo, liczysz do trzech – trrrrrrr i znów ta cisza. Nagle do szurających kier dołączyły lecące tuż na wodą łabędzie krzykliwe, regularnie, ale szeptem krzyczały mijając mnie o kilka metrów. Zdziwione, że ktoś skulony na odludziu wpatruje się w galaktyki kier. Tuż obok przeszła spokojnie kuna leśna, a z drugiej strony lis wypinał się w kabłąk, szykując się do skoku na jakiegoś gryzonia, który spędził właśnie ostatnią zimę w dolinie. Siedząc cicho w pierwszej chwili nie zauważyłem, że zza wiązów gapi się na mnie wiele oczu. To chmara jeleni podeszła mnie na rzut kamieniem. Dopiero idący od nich zapach poruszył mnie i spowodował, że się odwróciłem. Wielkie oczy ich i pewnie moje, odprowadziły się nawzajem do dużej polany. Cisza znów wypełniła dolinę. Nagle w górze rzeki pojawiły się tokujące bieliki. Jeden, drugi…para pomyślałem, charakterystyczne krzyki, ale! Nad wodą pojawił się trzeci, czwarty, piąty, szósty uff i prawie z mojej wysokości wystartował do nich siódmy. Wirowały wszystkie razem w takt kręcących się kier. Wybrały sobie jedno z zakoli i tworzyły swoją prywatną drapieżną galaktykę. Wieczorny las wypełniały co raz to nowe głosy. Szum skrzydeł gągołów i nurogęsi, świst krzyżówek i szum powiewów chłodnego wiatru. Zrobiło się ciemno i już bez przesadnego wyciszania kroków wracałem do auta. Dobrze wykorzystana wieczorna chwila w zapracowanym dniu. Kręciłem się z krą, próbując poddać się tej fizycznej teorii zakręcenia. Polecam.
Tak się jakoś złożyło, że czytając komentarz, słuchałam w radiu Koncertu Egipskiego Camilla Saint -Saëns’a,
z podróży rzeką Nil.Na Nilu raczej kry nie da się zobaczyć :)Ale szalone tempo tej muzyki i takie zapętlenia bardzo się zgrały z tym pięknym, dynamicznym opisem. Całkowicie się zakręciłam.
Zgodnie z poleceniem:)