Jeden po drugim…
One by one, the guests arrive
The guests are coming through
The open-hearted many
The broken-hearted few
Śpiewał swego czasu Leonard Cohen, a potem zrobił to samo po polsku Maciej Zembaty:
Jeden po drugim goście wciąż
Nadchodzą z różnych stron
Wielu z otwartym sercem
Z pękniętym mało kto
A ja tak dziś czułem to co działo się na drodze, jak w piosence. Jeden po drugim…, jak goście, jak w nie swoim domu. Przepłoszone, zgonione młode jelenie, jeden po drugim wpadały na jezdnię. Na szczęście i dla nich, i kierowców, nikt nie jechał pod górkę za szybko. Krótkie teraz dni, szaro ślisko, trzeba uważać na drodze. Warto się rozglądać co dzieje się wokół. Szkoda zwierzaków.
Rozglądamy się Panie Krzysztofie. Z rana, wieczorem. Przepuszczamy, hamujemy, zatrzymujemy się. Wodzimy po bokach, szukając święcących oczu, białych zadków. Jeśli jest jedna, czekamy na drugą, trzecią. Czasami po zatrzymaniu wyłączamy długie światła, jeśli widzimy zawahanie, czy przejść. Przejdź. Ja poczekam. Lepiej teraz, bo może kolejne auto już będzie za szybkie.
Jak na razie same sarny i lisy. No i psy. I koty-samobójcy lub ryzykanci. Jeleni jeszcze nie spotkaliśmy. Byłoby miło zobaczyć z bliska, choć z drugiej strony wiadomo, że ryzyko, że droga to nie najlepsze miejsce na obserwację. Ale byłoby miło…