Ćma
Miodunki towarzyszą mi od dzieciństwa. To chyba drugi po zawilcach “kwiatek”, którego nazwę po prostu znam. Nie z książek, nie z zajęć, ale z takiego bezcelowego szlajania się po lasach wczesną wiosną. Znikałem z kolegami wczesną wiosną w lesie i już. Z kijami biegaliśmy po lesie, uciekaliśmy na myśl o dziku czy lisie. Baliśmy się “ruskich” co mieli obwód łowiecki u nas i strzelali po pijaku do wszystkiego co przypominało zwierzę. Przy okazji tego szlajania się zawsze można było coś zobaczyć, nazwać. Dziś ktoś ma doła, kiedyś nikt nie wiedział co to dół. Były kwiatki w lesie i tyle. Tyle, że każdy swoje dzieciństwo będzie wspominał jako piękne chwile, bo wtedy nie było odpowiedzialności za nikogo. Był spontaniczny ruch. W zasadzie każdy robił co chciał, czasem skarcony przez starszych. Zatem kwiatki z “doła” dla wszystkich co mają dziś “doła”. A gdy w nazwie miodunki pojawiła się ćma, to znak, że dzieciństwo minęło i zgodnie z Linneuszem trzeba już było wszystko nazywać systematycznie. Nawet dół ma inną nazwę.
Miodunki zawsze mnie rozweselają wiosną i ta ich mnogość barw kwiatów na jednej roślince. Jak człowiek jest starszy to wie, że to wszystko to sprawka antocyjanów, pH… po prostu chemia.
Na długo zanim dowiedziałam się kim to był ten Linneusz, co to zostawił w tak wielu nazwach swój inicjał miałam swoje własne nazewnictwo. Były pierwszowiosenne trawki murzynki i bażancia trawka w sadzie, na pastwisku. Sama byłan sobie takim Lineuszem