krowy
Patrzyłem wczoraj na krowy. Przesuwały się po pastwisku jak wielkie transatlantyki. Dobijały do brzegu jak niegdyś statek Gombrowicza. Toczyły przez wydepczysko rude i czarne limuzyny. Przystawały z wielkim spokojem żuły sobie podane im siano. Brak niepotrzebnych ruchów, wymierzone kroki, rzucone od niechcenia spojrzenie na sąsiednią uspokojoną niebezpiecznie sąsiadkę. W dali jakiś cielak bryknął rozbijając zawieszoną w mrozie sielankę. Zazdrościłem im życia bez pośpiechu. Choć koniec ich życia będzie bardzo szybki. Za szybki. Zza szybki. Krowy niespętane wydają się być oazami spokoju. Uspokajający widok.
7 Comments
Realizacja: Ideacto w oparciu o projekt stworzony przez Opcom sp. z o.o. S.K.A.
Krowy na wsi nie uświadczysz. Nie ma już gospodarza do którego można pójść z bańką po mleko. Krajobraz z pasącymi się czarnymi krowami w białe łaty na łące zanikł. Istnieją tylko wielkie gospodarstwa nastawione na czerpanie konkretnego zysku. Moja babcia miała krowę. Piękną, czarną w białe łaty. Mam nawet jej zdjęcie w domowym albumie. Pasła ją po okolicznych rowach. Każdy kto przyjechał na wakacje miał to zagwarantowane w atrakcje pobytu. Była bardzo ważna w gospodarstwie obok konia należącego do dziadka. Babcia bardzo kochała swoją krowę,nazywając ją swoją przyjaciółką. Kiedyś rozmawiano ze zwierzętami, bardzo o nie dbano i pewnie dlatego. Podejrzewam, że kochała ją bardziej niż dziadka. Gdy się dziecko nie uczyło, straszono, że będzie pasło krowy w…., nazwy nie podam , by nie urazić mieszkańców. Krowy są bardzo inteligentne, mają piękne, duże oczy i może nie każdy o tym wie, że bardzo szorstki jęzor. Gdy poliże po czole to tak jakby przejechano papierem ściernym. Mało doceniane zwierzę, bardzo piękne przy bliższym poznaniu i niezwykle inteligentne i wrażliwe.
widać ludzie wolą pić mleko z fabryki
Z tego co mi wiadomo, to w nowym programie rolnośrodowiskowym radykalnie zmniejszono wsparcie dla rolników gospodarujących zgodnie z zasadami ochrony przyrody. Liczy się masowa produkcja, chociaż podaż rośnie i ceny ciągle spadają. Ile sprzeczności w ustawodawstwie rządzących. Wydaje się, że zrównoważona gospodarka rolna to tylko slogan, a konsument jest zmuszony spożywać chemię. Czy organizacje ekologiczne podejmują jakieś działania w tej sprawie?
tak, ale to nie łatwe. Wiele wynika z pomysłu na rolnictwo. I presji na dopłaty bezpośrednie. Wiele organizacji stara się jak może.
Nie dziwie się, że pani Temple Grandin tak sobie je ulubiła. Zwłaszcza te mięsne pastwiskowe są fajne, takie bardziej naturalne. One po prostu skubią trawę, żują, rosną i robią nawóz przy okazji karmią mniejsze zwierzątka.
Może i znikają z naszego świata szybko, ale to i lepiej, tak powinno być, aby jak najmniej odczuwały to znikanie, bez cierpienia. Choć człowiekowi ich szkoda, ale one mają swoją funkcje do spełnienia. To w jaki sposób służą nam i naszym mięsożercom jest godne szacunku.
To prawda, w Polsce brakuje naturalnie wypasanych obszarów. To zresztą klucz do zachowania bocianów w Polsce. Kiedyś dawno dawno, tę funkcję miały wielkie kopytne – żubry, tury ale też w naszych szerokościach geograficznych jelenie. Ta funkcja jest też ważna dla setek a może i tysięcy innych organizmów. Gdyby te krowy z zamkniętych hal wypasły doliny rzeczne, ludzie mieli by zdrowsze jedzenie a przyroda miałaby namiastkę naturalności. Ludzie w sklepach domagają się taniego mięsa, które pochodzi z tuczarni, z antybiotykami itd. Gdyby tak w sklepie była informacja, że te zwierzęta przyczyniły się do ochrony cennych łąk to i ich poświęcenie miałoby inny wymiar. Oczywiście świadomość ma ogromne znaczenie, ale też warunki dla rolników powinny być inne. Przy dopłatach bezpośrednich ginie idea wspierania środowiska. Programy rolnośrodowiskowe są alternatywą, ale warto je rozwijać i zwiększać kosztem dopłat bezpośrednich. Wtedy jakość jedzenia wzrośnie ale krzyczeć zaczną rolnicy z Marszałkowskiej.
No cóż w znacznym stopniu mlecznie bioreaktory muszą być pozamykane w klimatyzowanych oborach. Biedne są już tak podkręcone na produkcję mleka, że ich organizm nie poradzi sobie z życiem w naturalniejszych warunkach. Wielkie komputery, mapowanie genomów skupia się na jeszcze większym postępie produkcyjnym. Kiedyś pamiętam jak zootechnik opiekujący się stadem szarego bydła węgierskiego w Hortobagy śmiał się z hodowców bydła holsztyńsko fryzyjskiego, że jego rasa za całe życie potrafi dać więcej mleka niż HFy odsyłane jako wraki do rzeźni po 3-4 laktacjach. Oczywiście szarego się nie doi, te krówki dostojnie spacerują po puszcie ze swoimi cielakami i w zdrowiu odchowują ich bardzo dużo, bo żyją ponad 20 lat. Z tych cielaków uchowanych na mleku matek i trawie wyrasta później wołowina, a nie pseudomięso.
Ludzie cieszą się jak mogą ułowić coś tanio z promocji, ważna jest cena oraz to, że można kupić za dane pieniądze więcej. Nie ważne, że to ma mniejszą wartość i wcale nie trzeba nam więcej. Można mniej, lepiej, ale do tego należy się odciąć od tego co nas ciągle gnębi z mediów. Sama widze po mojej pracy, że ludzie jednak coraz częściej lubią wiedzieć dużo na temat tego co kupują. Niektórzy nawet chcą wiedzieć jakiego koloru są krowy, które dają dla nich mleko a jeśli zobaczą pastwisko i to co tam jeszcze żyją to jeszcze chętniej kupują. Trzeba jednak mieć możliwości do tego aby tak wypromować produkt.
Niestety wielkim utrudnieniem w kupowaniu dobrego jedzenia jest to, że ciągle trudno drobnym rolnikom sprzedać to co mają. Wymagania do sprzedaży są bardzo duże i mało kto może sobie z tym poradzić przez finanse oraz zaangażowanie w sprawę. Zwłaszcza teraz kiedy masę drobnych hodowców bydła ma problem z oddawaniem mleka przy przekroczeniu kwot mlecznych można sobie kupić u nich nielegalne mleko i sery lepsze niż w sklepie
W tej chwili wieleu rolników stoi przed dylematem co dalej z ich krowami, bo od marca ceny mleka mogą spaść na łeb na szyję… a oni za coś będą musieli żyć. Właśnie coraz więcej hodowców (przynajmniej w Beskidzie Niskim) zastawia się nad przekształceniem profilu działalności z mleka na mięso, ale do tego trzeba ziemi, aby było gdzie wypasać. Tu znowu wychodzi niestety, że wiele hektarów jest w posiadaniu warszawskich rolników, którzy nie gospodarują a jedynie biorą dopłaty. Nawet jeśli się chce to nie ma gdzie się paść, bo z wielkomiejskimi ciężko się dogadać. Teraz już jęczą, bo dopłaty na derkacza spadły na 642zł/ha i “przecież się im nie opłaca za takie pieniądze”.
O Autorze
Krzysztof Konieczny „iKris”. ur. 1974, przyrodnik, ornitolog. Czasem coś pisze. Autor artykułów naukowych i popularnonaukowych, książek. Na co dzień związany z Fundacją Przyrodniczą „pro Natura”. więcejPolecane artykuły
Co to za ptak?
Mamy jeszcze kalendarz – może ktoś chętny?
Jaki to ptak?