Pościel z mgły
Mglisty poranek, na gnieździe w Trzcinicy Wołowskiej, ospałe bociany zanurzyły się w otaczającej wilgoci. Nie ma dziś zgiełku, który towarzyszy wschodowi słońca, bo i słońca nie da się dziś zobaczyć. Leniwe poprawianie gałązek w przedłużającej się we mgle nocy. Nagle, bez żadnych wcześniejszych zabiegów para zbliża się do siebie otulona białą pościelą mgły. Jest nadzieja, że za kilka dni pojawią się w gnieździe białe, okrągławe jajka.
Dziś w tej mgle, czułem się trochę jakbym podglądał kogoś przez tiulowe firanki. Zaglądałem z bliska i z daleka, z drugiego podwórka. Gdy odchodziłem za daleko, para rozpływała się w braku ostrości i pozostawała w ukryciu na swym, odsłoniętym na co dzień dla wszystkich gnieździe. Czasem mgła gęstniała i nawet z bliska kształty bocianów majaczyły jakimiś kształtami przypominającymi religijne dusze. Nawet masywne gniazdo w tej mgle nabrało lekkości i wyglądało trochę jak balon zawieszony w toni. Dziś był niesamowity ranek, jeszcze trwa.