Salamandry
Chodząc dziś pośród rumowisk i skał, gdzie sączył swe wody niemy potok miałem okazję by doświadczyć cudu narodzin. Narodzin to duże słowo, gdy chodzi o płazy. Te kojarzą nam się raczej ze skrzekiem. W naszej faunie jest gatunek płaza, co to rodzi larwy – salamandra plamista. Teraz wiosną, samice przychodzą do potoków, takich w których nie ma pstrągów i rodzą do nich larwy. Małe głeboczki, misy skalne, wszystkie te górskie naczynia wypełnione wodą stają się akwariami dla larw, które wyjadają bezkręgowce i stroszą swoje nagie, zewnętrzne skrzela. A samice? Poczekają do końca wiosny początku lata i połączą się z samcami, które pozostawią im pakiet plemników na kamieniu, wchłoną kloakami ten prezent i wolno poczekają do kolejnego marca by urodzić znów larwy. Bardzo lubię te zwierzaki, są tak egzotyczne w naszej faunie i tak zachwycające, że trudno nie zatrzymać się nad strumykiem i nie patrzeć na nie. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska też zwróciła uwagę na salamandry, ba, nawet jeden tomik jej wierszy miał taki tytuł
Jasnorzewska pisała „…W piecu, wśród błysków ognistych, Salamandra czuła i kobieca, płacze odczytując listy, czyjeś listy wrzucone do pieca…”
Salamandry, wierzenia, że mają z ogniem do czynienia i listy, których już prawie nikt nie pisze. Na papierze, z trudem i radością gryzmolone to wielki prezent dla kogoś, komu są przeznaczone. Piszcie listy, czytajcie i wrzucajcie je do pieca gdzie salamandry będą je czytać i palić.