O zmierzchu
Szarość, burość a jednak nie zima. Dziś nie było słońca a przed zmierzchem na polu żerowały jeszcze gęsi zbożowe. Czasem wśród nich była jakaś gęś białoczelna. Mgła, dym z pobliskiej wsi i nachodzące ciemności stworzyły dziwny klimat. Czułem się jakbym patrzył na Ulicę Krokodyli żywcem wziętą z Schulza. Ktoś przemykał po czarnych bruzdach, poprzecinanych zielonymi rzędami ozimin, ktoś skubał ostatnie widoczne liście, ktoś się obruszył na nadjeżdżający samochód. Kilka stworzeń patrzyło z przerażeniem na przelatującego bielika. Na końcu wszystkie się zerwały i zniknęły w ciemnościach nocy. Jutro znów wrócą. Znów będą się rozglądały, gaworzyły i szukały ostatnich ziarenek kukurydzy na stalerzowanym ściernisku kukurydzy. Potem chwila na oziminie i znów noc.