Kolce i włoski – wynalazek nie tylko jeży i kaktusów
W świecie zwierząt, ale też i w naszym świecie, bo to w końcu jeden świat, trzeba mieć kolce szeroko rozpostarte, aby nie zjadły cię wszelkiej maści kreatury. Kończy się wiosna, ptasie dzioby próbują napełnić wiecznie puste brzuchy piskląt, zakończone szeroko rozpostartymi dzióbkami i wtedy liczy się tylko wsad białkowy. Jeśli jesteś gąsienicą, to jedyne na co możesz liczyć, to rachunek prawdopodobieństwa, stąd często populacja zaczyna się od tysięcy larw, a kończy się pojedynczymi dorosłymi. W procesie ewolucji przeżywały jednak te osobniki, które miały „to coś”. Kolce są zdobyczą ewolucyjną i mają to samo zadanie u kaktusów, jeży co i u larw owadów. Duża ilość włosków, kolców i innych wyrostków czyni cię mniej możliwym do zjedzenia. Choć jak pamiętamy, jeśli jeden robaczek inwestuje w kolce, to inny chcący go zjeść musi zainwestować w odporny układ pokarmowy. I tu mi się przypomina kukułka co i te kosmate gąsienice połknąć potrafi. Ewolucja jest tu wyścigiem podobnym do biegania. Jeden musi szybko biec by uciekać, ale drugi musi biec jeszcze szybciej by nie zostać całkiem w tyle (miłośników teorii gier odsyłam do teorii Czerwonej Królowej). Na fotografii gąsienica barczatki napójki. Tę zostawiłem w spokoju na trawie, a druga była na nawłoci i czekała na jakiś cud. Być może cud przeobrażenia. W tych włoskach gąsienicy, życie wykręciło jeszcze jeden numer drapieżnikowi – zaczynasz się zastanawiać, gdzie to ma głowę, a gdzie… odwłok…