Ładny taki, z Ameryki!
Nie wiem, co napisać. W dzikim miejscu, na źródliskach, tam gdzie powinny być żaby wszelakiej maści, siedzi sobie żółw. Nie wiem, czy zdobi to miejsce, ale mówią, że ozdobny a lica u niego nieco żółte. Ktoś kiedyś dziecku kupił żółwia. Wiadomo, ze sklepu, nie jakiś z natury. 100 procent nówka, nie jeżdżony. Wystarczyło jeszcze na małe akwarium. Wodny żółw szybko urósł, akwarium nie z gumy, a dziecko miało już nowego ajfona i na żółwia zabrakło czasu. Dodać trzeba jeszcze, że zwierzątko gryzło w palce. Jak widać, okoliczności łagodzące głupotę zaistniały i był powód, by pozbyć się pluszaka. Nie, nie – nie jesteśmy okrutni. Darujemy mu życie i wpuścimy go do stawu. Pięknie, z sercem. A że gatunek obcy, że może być inwazyjny, że długowieczny, że wpływa na rodzimą faunę? Hę? No, tego w szkole nie mówili.