O! Kurka wodna, a to przecież kokoszka!
Ubrana w płaszcz przemierzała ciasne korytarze w trzcinowisku. Czasem słychać było jej gardłowe pochrząkiwania. Jednak siedziała w ukryciu. W pewnym momencie na wodzie pojawiły się delikatne okręgi. Kokosza postanowiła przemieścić się z jednego pasa trzcin w drugi. Pomyślałem sobie o kurka! Teraz albo nigdy i wycelowałem w jej czarne ciało, myśląc że za chwilę zniknie. Życie pisze jednak swoje scenariusze i ta nieuchwytna i skryta wodna pani zaczęła żerować w najlepsze. Mało tego rozłożyła swój piękny ogon i zaczęła udawać nieco cietrzewia. Nie tyle z wyglądu co z zacietrzewiania w zdobywaniu pokarmu. Jednak dobre chwile szybko mijają. Na stawie pojawiły się jakieś łyski, kaczki, a nawet łabędzie krzykliwe i mój obiekt czym prędzej wrócił w trzcinowisko. W głowie zostały tylko czernią pigmentowane pióra i mały niedosyt obserwacji. Może uda się jeszcze do niej wrócić.