Kanie w locie synchronicznym?
Pierwsze myśli, które przychodzą mi do głowy na temat lotu synchronicznego lecą nad Georgię Południową. Tam żyje albatros ciemnogłowy Phoebetria palpebrata, który słynie z synchronicznych lotów godowych. Miałem to szczęście, że mogłem takie toki oglądać na własne oczy i przyznam, że robi to ogromne wrażenie. Dwa ptaki odbite na niebie przez równoległość i pozostające w tej samej pozie i odległości od siebie podczas lotu. Gdy dodamy do tego ściany skalne czy czoła lodowców, wyjdzie nam realistyczny, choć romantyczny obrazek ptasiej miłości. Dodam do tego jeszcze przeraźliwy okrzyk podczas ich lotu i kawałek sztormu, wtedy obraz zdaje się zamieniać w nieco katastroficzny. Oczywiście do głowy przychodzą mi także zapadające na noclegowiska stada szpaków, gdzie elastyczna bryła ptasiego stada synchronicznie unosi się i zapada w przepastnej atmosferze. Jednak po tych oczywistych i znanych przykładach nastąpiło moje zdziwienie, gdy zobaczyłem dwie kanie rude, które trafiając na bąbel odrywającego się od ziemi nagrzanego powietrza, krążyły w nim równolegle, trochę naśladując siebie nawzajem. Nie było to aż tak dokładne jak u owych albatrosów, ale niewidoczna więź, trochę jak przez jednokładność – bo jeden był nieco mniejszy, trzymała je na niebie jak latawce na długiej linie. W towarzystwie bociana, kruków i myszołowów zataczały kręgi i wzbijały się wysoko w kosmos nieba. Nie sposób było nie patrzeć, mimo, że zaczynało i mi się kręcić w głowie. Zsynchronizowałem się z nimi na chwilę.