Ich troje, a może nawet czworo
Spokoju nie ma. Wojna trwa. Wczorajszy dzień i co chwilę w nocy, moje podwórkowe bociany skupiały się na kopulacjach i próbach wysiadywania. Romantycznie, spokojnie i zgodnie z wiosennymi dyrektywami. Ranek jednak zaskoczył samicę, która pod nieobecność samca pierwsza zderzyła się z obcym. Oczywiście obrączkowany samiec zaraz doleciał i tak zaczął się dzień pełen napięć. Boćki prawie nie żerowały! Przez cały czas stały na gnieździe i klekotem przepędzały intruzów. Doszło nawet do kilku walk. Padły świeże umocnienia gniazda, ale jajek pod gniazdem nie znalazłem, uff. Po południu oblężenie trwało nadal, a do atakującego dołączył kolejny bociek. Pilnowanie gniazda miało jednak sens i mimo nurkujących nalotów para pozostała na gnieździe. Oczywiście cały dzień podsumowały kopulacją i znów wraca wszystko do bocianiej normy. Walki też mieszczą się w bocianich zwyczajach, choć w duchu mówiłem do intruza „Russkij wojennyj korabl…”. Klekotania było tak dużo, że nadal dźwięczy mi ten stukot w uszach. Co ciekawe, były dziś doskonałe warunki termiczne i sporo boćków krążyło w kominach z ciepłym powietrzem, to również stawiało na baczność gniazdujące boćki. W kominach krążyły myszołowy, bieliki, kruki i para kań, ale o nich opowiem osobno, może nawet jutro.