Podążają w pożądaniu
Luty jeszcze z lekką demencją przypomniał sobie, że trzeba rzucić śniegiem, aby lud nie zapomniał, że to zima. Sypało, stopniało, przypomniało. Życie jednak nie lubi tkwić w martwym punkcie i krążyć jedynie w szarych barwach codzienności. Życie zawsze jest wiosną, nadzieją i euforią niezależnie od wszechobecnej głupoty. Z dalekiego rzepaku, on krzykliwy, ona krzykliwa po angielsku odlatują gdzieś razem. W ciszy bez krzyku. Lecz nie na niemo. Lądują na rozlewiskach opodal trzcinowiska i podążają za sobą. Ona tam, on za nią, on tu, ona za nim. Biorą w posiadanie mokradło. Zbliżają się do siebie, zapominają o stadzie, o dostatku pokarmu na rzepaku i idą na swoje. On pełen pożądania, podąża za nią, ona pełna nadziei prowadzi go w otchłań szuwaru. Na razie liczą źdźbła trzcin, przyglądają się i przymierzają do sezonu lęgowego. Może zrobią gniazdu tu, a może w innej zatoczce, tu więcej widać ale wieje, tam zacisznie ale blisko las, może jednak tam, gdzie woda rozlewa się na łące niczym tundrowe roztopy. Szukają swego miejsca na świecie, gdzie woda staje się deficytowym luksusem. Jeszcze tylko muszą się dogadać z żurawiami, bo te budują już gniazdo. I ten bielik na pobliskich sosnach siedzi tu każdego dnia, może nie zostanie za długo. On podąża za nią, ona powoli pożąda jego bliskości. Wiosnę czuć na odległość w przyrodniczej baśni, w której rytm zaczyna dyktować wydłużający się dzień. Ona tu, on też tu, oni tam. Płyną w noc.