Ucieczka od zmierzchu
Czarne chmury z północnego zachodu zaczęły zamalowywać ostatnie chwile dnia. Śnieg, śnieg z deszczem i łachy krup z ciemnego nieba zaczęły opadać jak plagi egipskie. Nagle, szybko, obficie. Tylko na południowym zachodzie pozostał jeden, słoneczny portal do lepszego świata. Właśnie w tym kierunku zaczęły podążać żurawie. Jakby tam miało być lepiej. Jeden za drugim, trzeci, potem jeszcze kilka i ze dwie pary. Przed nocą, przed ciemnością i zimną czernią uciekały do pozornie ciepłych rozlewisk, które skrzyły się zorzą po odchodzącym dniu. Tam zostaną na noc. Tam przetrwają do rana. Jutro znów zacznie się dzień. Mimo trudności, mimo ciężkiej aury od świtu zaczną od nowa.