Dbaj o bociany – blog przyrodniczy Krzysztofa Koniecznego o niesamowitym świecie wokół bocianiego gniazda. Patronat: Grupa Energa

środa

19

Styczeń

2022

0

Proszę zamknąć oczy

_DSC1971

Wiem, wiem trudno czytać z zamkniętymi oczami, ale można przeczytać, zamknąć oczy i jeszcze raz odtworzyć.

Zatem zamknij oczy. Wyobraź sobie, że widzisz ścianę lasu z rozległych łąk. Za Twoimi plecami wstaje właśnie słońce w czarnych, starych olchach. Cały świat słychać, gdzieś bardzo daleko. Dzieci jadą do szkoły, ktoś pędzi do pracy. Jakiś tir po dziurawej drodze robi sporo hałasu, który niesie się po okolicy. Stop. Wyłącz to wszystko co gdzieś dalej, co szumi, co doskwiera. Zapomnij na chwilę o tym co za chwilę. To potem.

Teraz skieruj uszy w kierunku olsu. Wytęż słuch. Możesz przystawić dłonie do uszu, zafunduj im taką dźwiękową lornetkę. I…posłuchaj…połowa stycznia…poranek…świt jeszcze przed wschodem i nagle w tej bliskiej ciszy rozlega się śpiew. Nioczekiwany, nie jakiś majowy wirtuoz, nie skowronek, nie słowik. PASZKOT. Na granicy olsu z borem, na wysokiej sośnie. Krótkie zwrotki, smętnawe, urywane, bez tej poezji kosa ani harmonii śpiewaka, ale dosłyszysz bez problemu w tym drozda. Koncert trwa, pędzi przez nuty poranka. Tylko on, tylko styczniowe solo na jeden dziób. I nagle u stóp olsu z poszarpanymi kobiercami mozgi trzcinowatej rodzi się wielki dźwięk malutkiego falsecisty. Strzyżyk zagrał swoje, przebijając paszkota głośnością. I zamilkł na dobre. Nad łąką szum lotek łabędzi niemych rozciął na chwilę bielą niebo. Te widać leciały z punktu A do punktu B, bo nic nie wskazywało na jakikolwiek skok w bok. Nad głową jeszcze znajomy szmer lotek kruka, który towarzyszył mi w koncercie paszkota, dodając czasem bardziej jazzowe bity, którym do synkopowania trochę brakuje, ale świetnie rozbijały uporządkowane i grzeczne trele drozda. Obudził się też dzięcioł duży i na werblu suchego kikuta sosny bębnił krótkie zwroteczki (zawsze liczę do trzech i wiadomo, że to duży). W tym samym czasie samica dzięcioła czarnego zajęczała na pół lasu i włączyła jakiegoś nieboraka szpaka, który w tej samej chwili zaczął swoje pieśni złożone z wielu głosów, wielu ptaków. Ciche jeszcze, brzmiały raczej jak jakieś perkusyjne przeszkadzajki, szczoteczki na talerzach. Jeszcze kri, kri czarnego nad lasem i wydawać by się mogło, że ranek już minie. Ale nie. Ze starych olch, zapewne z dziupli po dzięciole czarnym jął wtórować siniak, który swoim „gołub”, „gołub” dał basowy podkład do pieśni paszkota, który korzystając ze styczniowej próżni brylował w solowym występie. Na niebie zwirowały sylwetki bielików, szczepionych pazurami, wirujących w opadzie i nagle głos trzeciego. Egzotyczny nieco głos konkurenta? rozdarł jam session już przy pierwszych promieniach słońca. Jeszcze stado rozśmianych czyży wyleciało z olch i trochę jak w amerykańskich filmach ze śmiechem podłożonym w miejscu gdzie głupi widz ma się śmiać, wyśmiało młodszego bieliki, który na gody w tym roku szans nie ma. Bażant jeszcze oburzył się światem i zrywający się z trawy świergotek łąkowy zapiszczał nad błoniem. Taka chwila, niby nic, niby normalne a jednak styczeń też zagrać potrafi. A….kilka par żurawi z odległych rewirów trąbiło fanfary na cześć zbliżającej się wiosny.

Baśń

Realizacja: Ideacto w oparciu o projekt stworzony przez Opcom sp. z o.o. S.K.A.