Zima to zbyt duże słowo na Dolnym Śląsku. Owszem w górach jest zima, ale na niżu różnie. Generalnie sporo tu różnej maści chmur, tych wysokich, czasem średnich, a zwłaszcza tych niskich. Dziś przyszedł wiatr i całe to spienione towarzystwo trochę rozproszył, ba pisząc te słowa widzę nawet gwiazdę. Angielskie klimaty w tej części kraju zagościły na dobre. Są i plusy. Okresowe rzeki i strumienie zaczęły się właśnie napełniać wodą, a w kilku miejscach powróciły bobry. Jest szansa, że przynajmniej wiosna będzie z wodą. To oznacza szansę na lęgi żurawi, samotników, chruścieli i kaczek. Zima jednak w pełni. Pełno łabędzi na polach i stawach. Krzykliwe, nieme, czasem jakiś bewik. Rzepaki są delikatnie strzyżone, a zbiorniki wodne przed wieczorem zamieniają się w melancholijne filharmonie. Krzykliwe wypełniają zimę swoim hipnotycznym śpiewem. Natomiast nieme, jak na nieme przystało tylko ochryple odchrząkują i spoglądają na kuzynów z pewną (tak bym chciał) zazdrością, ale tą bez zawiści. Na Dolnym Śląsku kolejne pary żurawi w rewirach gniazdowych. Pierwsze koncerty już się zaczynają. Mamy powyżej 10 C na plusie. Taką mamy zimę.

Obrazy