Czas na bobra!
Gałązka po gałązce, witka po witce, wierzba za wierzbą brzegiem Odry, świat bobra dzieje się z dnia na dzień. Ciągłe wejścia i wyjścia, z jamy do wody, z wody na brzeg, z brzegu do wody, z wody do jamy. W zasadzie nie ma innych ruchów. W jedną stronę na pusto, w drugą z gałęzią. Potem szatkowanie na krótsze fragmenty, by w końcu przejść do najważniejszego. Do obgryzania wierzbowego łyka. Cały gastronomiczny cud zawarty jest między cienką korą a drewnem. Tu jest smak, zapach salicylanów i łykowata konsystencja. Wzdłuż brzegów zbierają się obielone patyki, gałęzie, patyczki. Ślady bobrowych uczt. Tyle widzimy. Reszta dzieje się w ich żołądkach, gdzie w pierwszej fazie trawią tylko część przyjętego pokarmu. Po czym fermentowane przez bakterie z kątnicy fragmenty roślin zjadają ponownie z odchodów. Takie zjawisko to koprofagia, która zdarza się na przykład u zajęcy czy królików. Trudno strawić celulozę i to wszystko co jest w łykowatym pokarmie, więc pomoc bakterii mile widziana. Tym bardziej, że własna farma w wyrostku robaczkowym ułatwia trawienie i nikogo nie trzeba prosić o pomoc. Uff. A sam bóbr? Mimo chłodów, siedzi na zimowym magazynie gałęzi i nie przeszkadza mu wcale, a wcale, że taki mokry i rozczochrany. Tu mu dobrze. Odra to obecnie prawdziwy dom bobrów.