Ols – listopadowa gęstwina przedzimia
Milion drzew w oczach, jedno obok drugiego buduje czarną gęstwinę olsów. Las zatrzymał się tu na dobre. Zalany mgłą, bielą poranka stawia czarne kolumny olch. Proste, strzeliste kopie dawnych rycerzy, uniesione ku niebu w galopie. Armia drzewców, drzew, olch. Gdzieś tam głęboko na dnie chodzi czasem wilk, czasem jeleni kilka, jakieś daniele, sarna. Kiedyś dzik. Czerń olch czarnych, niczym żaluzje wisi w oknie puszczy. Tu wleci czasem myszołów, czasem bielik, stąd krzyczy dzięcioł zielony zielonosiwy. Tu zastygnie w dziupli siniak. Dziś rano cisza. Bez letnich komarów, bez śpiewu drobnych ptaków. Wszystko zmrożone pierwszym jeszcze jesiennym mrozem. A nad lasem setki żurawi zabrały wspomnienia tego sezonu i poleciały ku Francji, może Hiszpanii. Dzień zmian. To nadejście przyrodniczej zimy jeszcze w listopadzie.