Zorzy nie było
Zorza na Dolnym Śląsku to rzadkość, ale wyjście nocą w teren to zawsze piękny spektakl. Ciepła noc pozwoliła na pooglądanie kosmosu. W Capie za plecami dominował Jowisz, który znaczył lądującym samolotom we Wrocławiu czas schodzenia w dół i równolegle do Odry mogły one w bezpiecznych warunkach dokonywać przyziemień. Na północnym niebie poza Dużym Wozem w objęciach jeszcze większej Niedźwiedzicy wiele się nie działo. Jakieś Starlinki, kilka samolotów, wieże telekomunikacyjne i blask zachodzącej na dziś Wielkopolski. Na wschodzie znaczyły swoje istnienie panny Plejady, Byk i gdzieś tam na horyzoncie zaczął wychodzić Orion. Zachód rozświetlony światłami wsi na Wzgórzach Wińskich zakrył na dobre to co pozostało po słońcu. Trochę wiało, niepewny swego puszczyk tylko raz zawołał z jesionów a zabłąkana gęś pognała w kierunku doliny Baryczy. Poza tym noc, noc, noc i moc bycia w tej nocy. A… jeszcze Wielka Mgławica w Andromedzie była widoczna gołym okiem….M31